Pod jednym dachem z Marszałkiem

Mieczysław Lepecki i Józef Piłsudski w samochodzie

Mieczysław Lepecki wyznawał, że nie mógł usiedzieć za biurkiem, jego pasją były bowiem dalekie podróże. W 1928 roku, gdy pracował jako referent w gabinecie ministra spraw wojskowych, otrzymał propozycję z Banku Gospodarstwa Krajowego wyjazdu do Peru. Miał zbadać tam możliwości dla polskiego osadnictwa i stworzenia plantacji kauczuku. „Zgodziłem się bez chwili wahania (…) radowałem się bardzo i nieomal pląsałem z radości”. Cieszył się tym bardziej, że w przeciwieństwie do poprzednich wypraw do Ameryki Południowej, nie musiał wydawać własnych pieniędzy.

Po roku od powrotu z Peru, Lepecki miał kolejny raz dość urzędniczej pracy. „Począłem się znowu dusić i szukać nowych możliwości odetchnięcia pełną piersią”. W 1930 roku wyjechał na dziesięć miesięcy do Ameryki Południowej. A potem znów zasiadł za biurkiem w ministerstwie. Tym razem jednak nie na długo. Szef gabinetu ministra spraw wojskowych, pułkownik Józef Beck, polecił Lepeckiemu, by pojechał na Maderę, gdzie od grudnia 1930 roku przebywał na wakacjach Marszałek, z zadaniem „wkręcenia się” do willi, w której mieszkał. Beck zaznaczył Lepeckiemu, że delegowanie go na portugalską wyspę, musi pozostać najściślejszą tajemnicą. Przybycie Lepeckiego na Maderę, w czasie, gdy przebywał tam Piłsudski, miało być dziełem przypadku.
W sprawę był wtajemniczony płk dr Marcin Woyczyński, długoletni znajomy Marszałka, towarzyszący mu podczas wakacji. Pewnego dnia powiedział Piłsudskiemu, że właśnie na Maderze pojawił się znany podróżnik Mieczysław Lepecki i chciałby się z nim widzieć. Piłsudski nie odmówił. W efekcie Lepecki został przy Marszałku do końca jego pobytu na Maderze.

Próżno szukać w indeksie nazwisk w „Pamiętniku adiutanta marszałka Piłsudskiego”, napisanym przez Lepeckiego, nazwiska lekarki Eugenii Lewickiej. A to właśnie ona była, obok Woyczyńskiego, drugą osobą, towarzyszącą Piłsudskiemu od początku pobytu na Maderze. Bez wątpienia pułkownik Beck wysłał Lepeckiego, by zastąpił Lewicką. Gdy Lepecki przyszedł pierwszy raz do willi „Bettencourt” na obrzeżach Funchalu, w której mieszkał Marszałek, być może już tam jej nie było. Być może jednak to Lepecki przywiózł z Warszawy propozycję nie do odrzucenia, by natychmiast wracała do kraju. Tak czy inaczej Lepecki musiał wiedzieć – bo plotki o tym krążyły – że Lewicka jest dla Piłsudskiego czymś więcej, niż tylko lekarką opiekująca się jego zdrowiem podczas wakacji. Zachował jednak w jej sprawie pełną dyskrecję.

Lewicka została skutecznie odsunięta od Marszałka. Ci sami lub inni ludzie, którzy spowodowali jej nagły powrót z Madery (wkrótce potem popełniła samobójstwo) usiłowali to samo zrobić z Lepeckim, z zawiści, że zyskał zaufanie Marszałka. Gdy wrócił do ministerstwa, po kilku tygodniach dowiedział się, że już dłużej nie będzie w nim pracować. Dostał przeniesienie do pułku stacjonującego w Kowlu, a więc na głębokiej prowincji. Na wiadomość o tym, zgłosił się na rozmowę do nowego szefa gabinetu ministra spraw wojskowych, mjr. Adama Sokołowskiego.

– Czy można wiedzieć, za co zostałem przeniesiony?
– Formalnie za nic, to nie jest karne przeniesienie, tylko takie sobie normalne.
– A nieformalnie?
– Nieformalnie za to, że…

Lepecki nie napisał jednak, co usłyszał w odpowiedzi. Nie zamierzał jednak jechać do Kowla i wystąpił z wojska. Pułkownik Beck, wówczas wiceminister spraw zagranicznych, przyjął go do pracy w swoim resorcie i powierzył obowiązki sekretarza poselstwa w Bukareszcie. Wiadomo już wtedy było, że Marszałek wybiera się na urlop do Rumunii i choć Lepecki nie twierdził, że jego nominacja miała z tym związek, najwyraźniej Beckowi zależało, by nowo mianowany dyplomata znów „przypadkowo” zetknął się z Piłsudskim. Tak też się stało, a wkrótce potem Lepecki został jego adiutantem.

Marszałek pracował wówczas i mieszkał bardzo często nie w Belwederze, gdzie mieszkała jego żona z córkami, lecz w budynku w alejach Ujazdowskich, należącym do Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Piłsudski zaproponował Lepeckiemu, by zamieszkał obok niego, nie nalegając jednak na to. Lepecki uznał jednak, że Piłsudski chciałby go mieć koło siebie cały czas i zgodził się. „Jego sypialnię oddzielał od mojej sypialni tylko jeden pokój, oddychałem tym samym powietrzem, co On, słuchałem tego samego radia i na wezwanie telefoniczne mogłem zawołać do słuchawki: »Tu mieszkanie Marszałka Piłsudskiego«. Byłem wówczas bardzo szczęśliwy”.

Po przeprowadzce Lepecki musiał zmienić tryb życia. Marszałek bowiem często kładł się spać bardzo późno w nocy, bywało nierzadko, że nad ranem. Do tego czasu adiutant nie mógł przecież smacznie spać, musiał być gotowy, by zareagować na każde wezwanie Piłsudskiego. W nocnych godzinach Marszałek snuł niekiedy przed Lepeckim swoje wspomnienia, między innymi z pobytu na syberyjskim zesłaniu. Zainspirowany nimi adiutant napisał na ich podstawie artykuł, a następnie powziął myśl pojechania do Związku Sowieckiego, na Syberię do miejsc, w których Piłsudski przebywał. Podróż odbył w 1933 roku i nazwał ją „pielgrzymką”. Plonem wyprawy była książka „Józef Piłsudski na Syberii”.

Mieszkanie Piłsudskiego w alejach Ujazdowskich było jego samotnią. Po powrocie z Madery coraz bardziej się w nim izolował. Lepecki wspominał, że Marszałek niechętnie, „bardzo kwaśno”, a nawet ze złością reagował na prośby o spotkanie z nim, nawet w sprawach służbowych. Chciał widzieć tylko tych ludzi, których sam wzywał. Ale jedna osoba mogła prosić o możliwość przyjścia do mieszkania Marszałka bez wywoływania jego gniewu. Był to Józef Beck, wiceminister, a potem minister spraw zagranicznych. „Mam śmiałość napisać – stwierdzał Lepecki – że pułkownik był Mu poza rodziną osobą bodaj najbliższą. On jeden miał drzwi Giszu zawsze przed sobą otwarte.”

Lepecki tłumaczył sobie to wyróżnienie Becka tym, że w sprawach polityki zagranicznej był on pojętnym uczniem Marszałka i nigdy go nie zawodził.

Adiutant był świadkiem postępującej utraty sił przez Piłsudskiego i jego ostatniej choroby, uporczywej odmowy wezwania lekarzy, prób ukrywania swojej słabości, wreszcie bezradności wobec skutków pogarszania się stanu zdrowia. „Generał Wieniawa począł coś opowiadać. Marszałek leżał bezwładnie i tylko od czasu do czasu uśmiechał się. W pewnej chwili głowa Marszałka osunęła się. Uniosłem poduszkę, poprawiłem na niej głowę. Marszałek Piłsudski spojrzał na mnie i rzekł:

– Drogie dziecko…

Były to ostatnie słowa, które wypowiedział do mnie bezpośrednio Marszałek Piłsudski”.

Po śmierci Marszałka Lepecki pojechał na Litwę, by przywieźć stamtąd trumnę jego matki – Marii Piłsudskiej, którą złożono wraz z sercem Piłsudskiego na cmentarzu na Rossie w Wilnie.

Tomasz Stańczyk

[Na zdjęciu: Józef Piłsudski i Mieczysław Lepecki. 1932 r. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego]