Dmowski i Piłsudski przy koniaku o Polsce oraz o pięknej rozwódce

Japońskie spotkanie Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego w 1904 roku jest treścią dramatu Jacka Inglota „Długi dzień w Tokio”. Żaden z uczestników wielogodzinnej rozmowy nie pozostawił z niej relacji, jednak ich poglądy na sprawę polską w tamtym czasie są, oczywiście znane, i to na ich podstawie autor stworzył sceniczny dialog.

Osią sztuki jest fundamentalny spór między Dmowskim i Piłsudskim o drogę, jaka ma prowadzić do niepodległości. Obaj zgadzają się przynajmniej w jednym: Polaków cechuje bierność, bezczynność, „zabójczy pasywizm niewolników” jak mówi Piłsudski, a Dmowski dorzuca, że wygrać walkę o wolność można jedynie przełamując polskie „jakoś to będzie”, trzeba też „iść w zawody w pracy cywilizacyjnej”, szerzyć oświatę wśród ludu.

Dmowski uważa, że trzeba stworzyć typ nowoczesnego Polaka, przedsiębiorczego, zaradnego, gromadzącego kapitał, inwestującego i produkującego chwalone przez świat towary. Na takim Polaku trzeba budować przyszłość narodu. Piłsudski mówi zaś o „wielkim i strasznym” czynie – a nie jego o złudzeniu, czyli pracy organicznej – który wyrwałby rodaków z apatii. Nie chce bowiem bez końca „parszywieć w tym moskiewskim wychodku”.

Przy sake i koniaku

Obaj rozmówcy popijają koniak, zresztą pojawia się on na wyraźne życzenie Piłsudskiego. Co prawda chętniej napiłby się wódki Baczewskiego a choćby i pejsachówki, wątpi jednak, czy te trunki można dostać w Tokio. Wybiera koniak, gdyż sake, które Dmowski dystyngowanie popija z czarki, to „pocukrzone siki”. Podczas gdy Dmowski sączy, Piłsudski pije do dna, z wyraźnym upodobaniem. W rzeczywistości Piłsudski był niemal abstynentem i jeśli sięgał po alkohol, był to kieliszek czerwonego wina. Inna to rzecz, że zdarzyło mu się wypić pół szklanki koniaku, jednym haustem, właśnie w Tokio. Było to związane ze słynnym, przestawionym także w dramacie, incydentem, gdy podczas śniadania w hotelu z zestawu sushi Piłsudski wziął, nie wiedząc o tym, żywą rybę. James Douglas, będący na śniadaniu wraz z Piłsudskim i Tytusem Filipowiczem, wspominał: „Spojrzałem w bok na Ziuka – oczy mu się wpiły w ruszający się ogon jego ryby i widzę niesamowity grymas ust. Ale trudno – wypluć nie można, bo zanadto celebracji, twarz gospodarza i naszych kelnerek wyrażała niebiański zachwyt, a połknąć ani rusz. Wtem Ziuk syczy przez wąsy – macie wódkę? Skoczyłem do szafki w ścianie, wyrwałem butelkę koniaku i nalałem pół szklanki. (…) Napiliśmy się wszyscy trzej i połknęliśmy rybę”. Dokończono butelkę koniaku, potem jeszcze wypity został litr sake.

W dramacie Inglota Dmowski kpiąco doradza Piłsudskiemu „Trzeba być otwartym na świat, na nowe smaki i potrawy”, na co słyszy gniewną odpowiedź: „Sam się pan otwieraj”. Piłsudski wyznaje, że chętnie zjadłby kołduny albo blińczyki. Herbata podana przez gejszę, jest, oczywiście, zielona. Piłsudski uważa ją za paskudztwo i okropnie się krzywi. Dmowski reaguje: „Nie rób pan takiej miny, gejszy będzie przykro”. Na pytanie, kim jest gejsza, Dmowski odpowiada, że to dama do towarzystwa, na co Piłsudski stwierdza: „Znaczy się kokota”. Jego rozmówca replikuje: „Tak bym nie powiedział”.

Światowiec i prowincjusz?

Oczywiście, Piłsudski mógł nie wiedzieć, jaka jest rola gejszy, rzecz w tym, że w całym dramacie Dmowski prezentuje się jako światowiec, modnie ubrany, Piłsudski natomiast to prowincjusz, w wytartym tużurku. Na dodatek jest słabo zorientowany w meandrach światowej polityki, wypytuje więc Dmowskiego, który występuje niemal w roli mentora. To niewątpliwie skarykaturyzowany obraz przyszłego Marszałka.

Autor „Długiego dnia w Tokio” sprzeciwia się stereotypowemu myśleniu o Dmowskim jako polityku ufającym Rosji, wręcz jej zaprzedanym. Sceniczny Piłsudski stwierdza, że Dmowski kalkuluje podobnie jak targowiczanie, pokładający nadzieję w carycy Katarzynie. Dmowski, jednak, tak samo jak Piłsudski, czuł nieodpartą niechęć do Rosji. W dramacie mówi Piłsudskiemu: „Kraj ten bowiem jest azjatyckim z ducha i w istocie swojej półbarbarzyńskim, nastawionym na niszczenie i tratowanie dorobku innych”. Tyle tylko, że Dmowski uważał, iż większym niebezpieczeństwem dla istnienia narodu polskiego są Niemcy, a z Rosjanami można wygrać „w walce cywilizacyjnej”. Dmowski stawiał na Rosję w przyszłym europejskim konflikcie i na jej zwycięstwo, gdyż oznaczałoby ono możliwość zjednoczenia wszystkich ziem polskich w jednym zaborze. A zdaniem Dmowskiego, w efekcie tego zjednoczenia siła Polaków bardzo wzrosłaby, a zwierzchność Moskwy byłaby tylko pozorna. „Aż przyjdzie czas właściwy i ten teatrzyk nie będzie potrzebny”.

Dysertacje o robalu

Panowie poruszają też wątek osobisty. Ponad dziesięć lat wcześniej w Wilnie poznali Marię Juszkiewiczową, piękną i inteligentną rozwódkę. Uporczywie powtarzana do dziś legenda mówi, że rywalizowali o nią, a zwycięzcą okazał się Piłsudski. W dramacie Inglota Piłsudski wręcz szydzi z Dmowskiego, że zanudzał towarzystwo wileńskie i Marię „prawiąc o tym robalu, o którym uczoną dysertację pisał”. Natomiast on, Piłsudski, został nauczony w domu „prawić babom setne komplementy”, są bowiem na nie czułe, męczą je natomiast uczone, nudziarskie wywody, które miał snuć Dmowski. W rzeczywistości Dmowski był dowcipny czarujący wobec kobiet, które lubiły go słuchać i nie tylko nie opowiadał o „robalach”, ale także nie zaprzątał kobiecych głów polityką.

Sprawa rywalizacji o Marię jest mocno wątpliwa. Choć obaj panowie zetknęli się z nią w Wilnie mniej więcej w tym samym czasie, nie oznacza to koniecznie, że równolegle ubiegali się o jej względy. Prawdopodobnie to Dmowski podbił pierwszy serce Juszkiewiczowej i – jak twierdził pod koniec życia w zaufanym gronie – byli kochankami przez parę nocy. Natomiast Piłsudski ożenił się z Maria Juszkiewiczową dopiero sześć lat po ostatnim pobycie Dmowskiego nad Wilią. Do tego Jan Piłsudski, brat Marszałka wprost stwierdzał, że było to małżeństwo z rozsądku, nie zaś z miłości. Piłsudskiemu potrzebna była żona, która zajęłaby się codziennymi sprawami bytowymi, by sam mógł zająć się działalnością konspiracyjną.

Dramat Jacka Inglota został wydany przez Instytut Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

Tomasz Stańczyk