Ambasador Jules Laroche u marszałka Józefa Piłsudskim

Pierwsze spotkania, które na wiosnę 1926 roku miał Jules Laroche, ambasador Francji w Polsce z członkami korpusu dyplomatycznego akredytowanymi w Warszawie, spowodowały, że zdał sobie sprawę z panującego napięcia politycznego w Polsce. „Skłaniało mnie to do szybkiego wejścia w kontakt z człowiekiem, którego cień wywoływał to całe poruszenie” – pisał Laroche w swoich pamiętnikach „Polska lat 1926-1935”.

Spotkanie z Marszałkiem umożliwili mu pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski oraz pułkownik Józef Beck, należący do najbardziej zaufanych współpracowników Józefa Piłsudskiego. Znał ich z Paryża, Wieniawa był nad Sekwaną w misji dyplomatycznej, Beck pełnił funkcję attaché wojskowego.

Szelmowski uśmiech

Laroche odwiedził Piłsudskiego w Sulejówku. „Dom byłego Naczelnika Państwa otaczał ogródek, któremu ciemne północne jodły nadawały charakter raczej smutny” – oceniał ambasador. Marszałek powiedział jednak, że to właśnie mu się podoba, gdyż przypomina strony rodzinne na Wileńszczyźnie. Piłsudski był w szarej kurtce legionowej. „Jego jasne oczy, osadzone głęboko pod krzaczastymi brwiami, zdawały się przenikać myśli rozmówcy. Pod ustami, przesłoniętymi sumiastymi wąsami typu polskiego, zarysowywał się świadczący o silnej woli podbródek. Rysy jego opromieniał od czasu do czasu przyjazny uśmiech, nieco nawet szelmowski, za pomocą którego próbował jednać tych, których pragnął przekonać. (…) Nigdy go nie widziałem złoszczącego się. Widok ten zarezerwowany był dla przeciwników lub dla jego otoczenia, gdy był z niego niezadowolony”. Rozmowa toczyła się w języku francuskim. Laroche stwierdził, że Marszałek władał nim dość słabo, jednak wypowiadał swe myśli jasno, choć w sposób malowniczy.

Po wizycie w Sulejówku ambasador Laroche w raporcie politycznym, wysłanym do Paryża na kilka dni przed zamachem majowym, pisał o Marszałku: „Tylko on cieszy się popularnością osobistą i prawdziwym autorytetem…W Polsce istnieje w tej chwili problem Piłsudskiego. Marszałek zbliża się dzień po dniu do władzy. Jeśli jego przeciwnicy chcieliby go odsunąć od niej w sposób zbyt brutalny, będzie przypuszczalnie próbował zapewnić ją sobie siłą”.

Dreszcz wstrząsał kobietami

Spotkanie w Sulejówku wywarło, jak stwierdzał Laroche, bardzo duży wpływ na jego relacje z Piłsudskim, gdyż Marszalek był mu wdzięczny za złożenie wizyty, w czasie, gdy znajdował się poza sceną polityczną, otoczony ostracyzmem swoich przeciwników. Nic więc dziwnego, że gdy Aleksandra Piłsudska zaczęła urządzać w Belwederze tak zwane herbatki, jej gościem był także ambasador Laroche. Na tych herbatkach pojawiał się Marszałek. „Zgodnie ze swym zwyczajem opowiadał anegdotki wojenne, mówił o swych dwóch córkach czy – bardzo rzadko – robił wypad w dziedzinę polityki”. Francuski dyplomata zauważał też fascynujący wpływ, jaki wywierał Piłsudski na otoczenie: „Gdy pojawiał się na przyjęciach pani Marszałkowej, jakiś dreszcz wstrząsał kobietami, a mężczyźni zarówno wojskowi, jak i cywilni, jak gdyby chcieli instynktownie stanąć na baczność”.

Jules Laroche pełnił swą misję do wiosny 1935 roku. Nie była ona łatwa, gdyż mimo sojuszu polsko-francuskiego, następowały różne zadrażnienia, jednak nić sympatii jaka łączyła Marszałka i ambasadora, pozwalała je łagodzić, wyjaśniać nieporozumienia. Piłsudski nie był nie był pewny, czy Paryż będzie respektował zobowiązania wojskowe wynikające z sojuszy. Francuzi niepokoili się zawartym przez Polskę układem o nieagresji z Niemcami. Piłsudski wyjaśnił jednak ambasadorowi, że nie narusza on w niczym polskich zobowiązań sojuszniczych. Rozmowa na ten temat odbyła się w styczniu 1934 roku. „Znalazłem Marszałka podstarzałego i zmęczonego – wspominał Laroche – Sposób jego wypowiadania się stał się jeszcze bardziej trudny do zrozumienia. Chociaż rozmowa przybrała w pewnych chwilach charakter dość żywy, zachowywał zawsze spokój. Czy był to przejaw zmęczenia fizycznego? Utrzymywał jednakże swe lekceważenie ostrożnych sformułowań i właściwą mu bezpośredniość”.

Misja Laroche’a kończyła się w kwietniu 1935 roku. Chciał złożyć wizytę pożegnalną Marszałkowi, lecz poinformowano go, że jest to niemożliwe, gdyż Piłsudski jest bardzo przeziębiony. W ten sposób starano się ukryć przez ambasadorem dramatyczne zły stan zdrowia Marszałka, ale Laroche domyślił się, prawdziwego powodu odmowy. Śmierć Józefa Piłsudskiego spowodowała, że Laroche pozostał jeszcze na stanowisku, by wziąć udział w jego pogrzebie.

Tomasz Stańczyk

Na zdjęciu: ambasador Jules Laroche, marszałek Józef Piłsudski, Louis Barthou, minister spraw zagranicznych Francji, Józef Beck, minister spraw zagranicznych, Jan Szembek, wiceminister spraw zagranicznych. Belweder, kwiecień 1934. Źródło NAC