Aleksandra Piłsudska i kobiety na herbatkach w Belwederze

Fotografie portretowe: Herminia Naglerowa, Jehanne Wielopolska, Kazimiera Iłłakowiczówna

Aleksandra Piłsudska zapraszała do Belwederu wiele kobiet, a były wśród nich przyjaciółki, znajome z dawnych lat, z czasów działalności konspiracyjnej w PPS, jej współpracowniczki w działalności społecznej po 1926 roku, nie brakło też znanych nazwisk.

„Urządzaliśmy w Belwederze, przeważnie raz na miesiąc herbatki towarzyskie. – wspominała pani Aleksandra – Mąż lubił te przyjęcia. Miał okazję porozmawiać z wieloma osobami i zobaczenia starych znajomych, którzy odwiedzali nas wtedy dość licznie. Swobodny styl herbatki dawał sposobność do miłej pogawędki z dużą ilością ludzi i stwarzał bardziej domową atmosferę. Jakże inny był nastrój na oficjalnych obiadach, których nie lubiliśmy oboje z mężem i nigdy sami nie urządzaliśmy”.

Siostra noblistki

Jedną z najstarszych znajomych i częstych uczestniczek herbatek była doktor Bronisława Dłuska. Wraz z mężem Kazimierzem Dłuskim, działaczem PPS, prowadziła w Zakopanem sanatorium, w którym leczyli się ranni i chorzy bojowcy, gościł tam także w 1916 roku Józef Piłsudski, po złożeniu dymisji ze stanowiska dowódcy I Brygady Legionów. Pani Dłuska rozumiała dobrze niekomfortową sytuację Aleksandry podczas jej związku z żonatym Komendantem i bez wątpienia solidaryzowała się z nią. Jej siostra, Maria Skłodowska-Curie, miała bowiem romans z fizykiem Paulem Langevinem, pozostającym w związku małżeńskim i doznawała z tego powodu przykrości. A pani Bronisława wspierała w tych trudnych chwilach siostrę. Doktor Dłuska mogła także służyć radą Aleksandrze, gdy urodziły się jej córki, gdyż była autorką pracy o karmieniu piersią. Zanim pani Aleksandra zakupiła „Drewniak” w Sulejówku, latem 1920 roku gościli ją z Józefem Piłsudskim państwo Dłuscy w swojej willi w Aninie.

Matka chrzestna Wandzi

Do najbliższych Aleksandrze Piłsudskiej osób należała Helena Sujkowska, członkini PPS i PPS-Frakcji Rewolucyjnej oraz POW, matka Zbigniewa Sujkowskiego, jednego z najmłodszych żołnierzy Pierwszej Kompanii Kadrowej. Podczas I wojny światowej Aleksandra i Helena działały razem w Lidze Kobiet. Gdy Aleksandra była w ciąży, a Józef Piłsudski przebywał w twierdzy magdeburskiej, więziony przez Niemców, opiekowała się nią pani Helena. „W niedzielę odwiedzała mnie zwykle moja przyjaciółka Hela Sujkowska z mężem i zostawali u mnie przez cały dzień” – pisała we wspomnieniach Aleksandra Piłsudska. Wybrała ją na matkę chrzestną pierwszej córki – Wandy. Aleksandra nie mogła zamieszkać z córką w Belwederze, gdy Piłsudski wprowadził się do pałacu jako Naczelnik Państwa, gdyż formalne nadal był żonaty. Zamieszkała wówczas w wynajętych od Sujkowskich dwóch pokojach, a pani Helena opiekowała się od czasu do czasu Wandą, a potem Jadwigą.

Współpracowniczki pani Aleksandry

Bronisława Dłuska, a także jej siostra, nauczycielka Helena Skłodowska-Szalay, również zapraszana na herbatki towarzyskie, a także Helena Sujkowska bywały w Belwederze nie tylko jako znajome Aleksandry Piłsudskiej, lecz również jako jej współpracowniczki w pracy społecznej. Działały razem w stowarzyszeniu Rodzina Wojskowa oraz w stowarzyszeniu „Osiedle” zajmującym się opieką nad mieszkańcami baraków dla bezdomnych i najuboższych repatriantów z Rosji.

Do tego grona należała także Janina Korolewicz-Waydowa, śpiewaczka operowa, również często zapraszana na herbatki. 11 listopada 1918 roku, gdy rozbrajano w Warszawie Niemców, występowała w „Halce” w roli tytułowej. To zresztą był jej pomysł, by wystawić operę narodową w tym właśnie dniu. Spektakl został na chwilę przerwany z powodu pojawienia się peowiaków, którzy zamierzali z gmachu Teatru Wielkiego ostrzeliwać ratusz, w którym znajdowali się Niemcy. Korolewicz-Waydowa, w stroju góralki Halki poprowadziła ich na taras.

Zofia Nałkowska, uczestniczka spotkań belwederskich miała pewien żal do Aleksandry Piłsudskiej, że zamiast odegrać jakąś polityczną rolę po przewrocie majowym „zajmuje się urządzaniem zabaw na dochód towarzystwa Nasz Dom, jak zwyczajna doktorowa czy inżynierowa”. Lecz żona Marszałka nie miała ani ambicji, ani chęci do angażowania się w politykę. Pisarka wyrażała się o Aleksandrze Piłsudskiej z dużym szacunkiem. Po przyjęciu w Belwederze z okazji jej urodzin, Nałkowska zanotowała w dzienniku: „Ona jedna ostała się w dawnej skromności i prostocie, jakby nieśmiała w nadmiarze kosztownych koszów kwiatowych, świateł i pałacowego blasku”.

Polemira

Bliska znajomość łączyła Aleksandrę Piłsudską z zapraszaną na herbatki pisarką Marią Jehanne-Wielopolską, admiratorką jej męża. Na drzwiach swojego mieszkania Wielopolska wywiesiła tabliczkę informującą, że w jej domu zabrania się mówić źle o Marszałku. Książka „Józef Piłsudski w życiu codziennym” mogła powstać w dużej mierze dzięki rozmowom pisarki z panią Aleksandrą. Janina Dunin-Wąsowiczowa, również uczestniczka belwederskich spotkań, zarzucała Wielopolskiej, że niepotrzebnie organizuje seanse spirytystyczne po śmierci Marszałka, gdyż „źle wpływały na stan nerwowy pani Piłsudskiej”. Ale pani Aleksandra i bez wpływu pisarki interesowała się – podobnie jak Marszałek – zjawiskami paranormalnymi, a przekonało ją do nich własne przeżycie. Gdy podczas I wojny była więziona przez Niemców na Pawiaku, skracała sobie czas, wraz ze współtowarzyszkami z celi, wywoływaniem duchów. Jeden z nich powiedział: „Olu, będziesz zwolniona za miesiąc od dzisiaj”. I rzeczywiście, jak wspominała Piłsudska, to się sprawdziło.

Jehanne-Wielopolska, pisarka o dużym temperamencie publicystycznym, nazwana z tego powodu „polemirą”, zaatakowała w prasie historyka Władysława Pobóg-Malinowskiego, krytykując jego książkę o akcji pod Bezdanami. Zarzucała autorowi różne przeinaczenia i pominięcia. Pobóg-Malinowski był przekonany, że za Wielopolską stała Aleksandra Piłsudska, uczestniczka bezdańskiej akcji, niezadowolona, że Pobóg opisał akcję jak niemal napad bandytów. A zdaniem Piłsudskiej była to pierwsza akcja zbrojna żołnierza polskiego.
Hanna Faryna-Paszkiewicz, biografka Wielopolskiej pisała o niej: „Może zbyt mocną kreską zaznaczała swój udział w prywatnym życiu Belwederu, ale w jednej dziedzinie była faktycznie pomocna. Piłsudski w wolnych chwilach lubił oglądać komedie, a Wielopolska dostarczała odpowiednie obrazy”.

Fotografie portretowe: Helena Sujkowska, Janina Korolewicz-Waydowa, Zofia Nałkowska

Sekretarz, nie sekretarka

Kazimiera Iłłakowiczówna bywała zapraszana na herbatki raczej nie jako znana poetka, lecz sekretarz (nie sekretarka, jak z naciskiem stwierdzała) Józefa Piłsudskiego – ministra spraw wojskowych. Poznała go w 1911 w Krakowie, w mieszkaniu przy ulicy Szlak. Siostra panny Kazimiery wynajmowała u Józefa i Marii Piłsudskich pokój, tłumaczyła dla Komendanta dzieła z zakresu wojskowości. Będąc później w Londynie, Iłłakowiczówna napisała do niego list, prosząc, by przyjął ją jako swego adiutanta, gdy wybuchnie powstanie. Piłsudski odmówił, gdyż był przeciwny służbie wojskowej kobiet.

Gdy Aleksandra i Józef Piłsudscy mieszkali w Sulejówku, pewnego dnia Iłłakowiczówna odebrała telefon od Haliny Sujkowskiej. Poetka została zaproszona do domu Marszałka. A zaraz po przewrocie majowym Sujkowska zaprosiła pannę Kazimierę na spotkanie. „Pani Sujkowska patrzyła na mnie prześlicznymi niebieskimi oczami radośnie i życzliwie. – Przynoszę pani dobrą nowinę – powiedziała. Komendant życzy sobie, żeby pani była jego sekretarzem osobistym”.

Marzenie Iłłakowiczówny po latach spełniło się. Była jednak ogromnie zawiedziona, gdy Piłsudski przeniósł się do Belwederu i nie zabrał jej ze sobą. Wrażliwa poetka była „zła, oburzona, bezsilna”, czuła się skrzywdzona pozostawieniem jej w gabinecie w gmachu ministerstwa spraw wojskowych. Narzekała bardzo, że prawie wcale nie widuje Marszałka, wykorzystywał on bowiem swój służbowy gabinet nie w gmachu ministerstwa, lecz w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Ostatni raz widziała Piłsudskiego służbowo w maju 1929 roku. Miała go natomiast okazję spotykać prywatnie, właśnie na herbatkach, gdyż pojawiał się wśród gości zaproszonych przez żonę.

Po śmierci Marszałka poetka napisała „Ścieżkę obok drogi”, wspomnieniową książkę o Marszałku, nieco pretensjonalną i dość egocentryczną. Aleksandra Piłsudska napisała wstrzemięźliwie, że szeroko ją komentowano w Warszawie, natomiast Wielopolska wydała broszurę „Pliszka w jaskini lwa”. Tak zresztą określiła siebie sama poetka. Lwem był, oczywiście, Piłsudski, Pani Aleksandra określiła książkę Wielopolskiej jako „dowcipną”. Ale to mało powiedziane, gdyż broszura była szyderczym atakiem na „Ścieżkę obok drogi” i jej autorkę.

O Aleksandrze Piłsudskiej napisała natomiast zapraszana na herbatki literatka Herminia Naglerowa, współpracująca z nią w stowarzyszeniu „Osiedle”. Żona Marszałka stała się, obok Marii Skłodowskiej-Curie i Jadwigi Tejszerskiej, peowiaczki z Mińska Litewskiego rozstrzelanej przez bolszewików, bohaterką książki Naglerowej „Ludzie prawdziwi”. Pani Aleksandra zapraszała do Belwederu, oprócz sióstr noblistki także Józefę Lis-Błońską, koleżankę Tejszerskiej z POW, a jednocześnie żonę oficera Stanisława Lis-Błońskiego, który ujawnił fakt inwigilowania przez władze wojskowe Piłsudskiego w czasie, gdy mieszkał on w Sulejówku.

Krewna Conrada

Aniela Zagórska, tłumaczka Josepha Conrada miała okazję przynosić do Belwederu dla Józefa Piłsudskiego własne tłumaczenia powieści swego wybitnego krewnego. Jedną z ostatnich książek, jakie czytał Marszałek, był „Lord Jim”. Piłsudski znał panią Anielę jeszcze z czasów przedwojennych, z Zakopanego. Aniela Zagórska wraz z matką prowadziła pod Giewontem pensjonat „Konstantynówka”, w którym się zatrzymywał. Pianista Artur Rubinstein wspominał, że Komendant nie zwracał uwagi na gości pensjonatu, był milczący i nieprzystępny. „Jedynie Anielę i jej matkę żegnał uprzejmym całowaniem dłoni”.

Komendantka juzistek

Młodsze pokolenie kobiet reprezentowała na herbatkach Elżbieta Daniłowska- Gliwicz, córka związanego z ruchem niepodległościowym pisarza Gustawa Daniłowskiego, działacza PPS i Związku Walki Czynnej. Pani Aleksandra pracowała z nim w sierpniu 1914 roku w biurze prasowym Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach. Elżbieta Daniłowska-Gliwicz była oficerem Wojska Polskiego. Po przewrocie majowym Marszałek postanowił utworzyć w Zegrzu kurs „juzistek” dla kobiet, na którym uczyły się obsługi telegraficznego aparatu Hughesa, używanego w wojsku. Uważał, że „kobiety są pewniejsze w utrzymywaniu tajemnic służbowych”. Komendantką tych kursów była Elżbieta Daniłowska, córka chrzestna Józefa Piłsudskiego.

Tomasz Stańczyk

Na zdjęciu 1: Herminia Naglerowa, Maria Jehanne Wielopolska, Kazimiera Iłłakowiczówna

Na zdjęciu 2: Helena Sujkowska, Janina Korolewicz-Waydowa, Zofia Nałkowska