Był człowiekiem bezkompromisowym, prostolinijnym, posiadającym własne zdanie, którego potrafił bronić. Józef Piłsudski miał powiedzieć do niego: „Ja myślę, że jeśliby was zastrzelić i wrzucić do Wisły, to popłynęlibyście do Krakowa, a nie do Gdańska, byle zrobić na przekór”. Orlicz-Dreszer był lojalny wobec Marszałka, nie znaczyło to jednak wcale, że bezkrytycznie popierał wszystkie posunięcia pomajowych rządów, a także politykę następców Piłsudskiego.
Brawurowy kawalerzysta „Orlicz”
Rodzina Dreszerów przybyła z Niemiec w pierwszej połowie XIX wieku i szybko się spolonizowała. Gustaw Dreszer jako uczeń działał w konspiracyjnej Organizacji Młodzieży Narodowej, brał udział w strajku szkolnym w 1905. Był członkiem działającej w trzech zaborach konspiracji akademickiej „Zet”. Studiował prawo na uniwersytecie we Lwowie, a także na wydziale handlowym uniwersytetu w Liège. Zmobilizowany do armii rosyjskiej w momencie wybuchu I wojny światowej, zdezerterował w sierpniu 1914 roku i stał się, pod pseudonimem „Orlicz”, żołnierzem oddziału kawalerii Władysława Beliny- Prażmowskiego, a następnie 1. Pułku Ułanów Legionów, dowodząc plutonem, a następnie szwadronem, był też zastępcą dowódcy pułku. „Nieustraszony w boju, obdarzony brawurowym temperamentem kawaleryjskim, świetny organizator, kochany przez żołnierzy, staje się wkrótce jednym z najwybitniejszych bohaterów legionowych” – pisano we wspomnieniu o generale w piśmie „Szkwał”.
Służył następnie w 1. Pułku Piechoty Legionów, dowodząc batalionem. W wyniku kryzysu przysięgowego został internowany. W listopadzie 1918 roku jako komendant okręgu wojskowego rozbrajał w Chełmie żołnierzy austriackich i rozpoczął odtwarzanie 1. Pułku Ułanów, który to oddział stał się zawiązkiem 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Orlicz Dreszer dowodził nim w wojnie z bolszewicką Rosją, biorąc m.in. udział w wyzwoleniu Wilna w kwietniu 1919 roku. Poważnie ranny rok później pod Malinem, podczas operacji kijowskiej, w którym poległ Stanisław Wilhelm Radziwiłł, adiutant Józefa Piłsudskiego. Wojenne zasługi Orlicza-Dreszera zostały uhonorowane orderem Virtuti Militari i czterokrotnym nadaniem Krzyża Walecznych. Podczas dekoracji sztandaru 1. Pułku Szwoleżerów, Piłsudski powiedział: „Ilekroć w ciężkiej sytuacji bojowej potrzebowałem kawalerii, oczy moje zawsze zatrzymywały się na 1 pułku szwoleżerów. I nie pytałem się nigdy, czy jesteście zmęczeni, czy wypoczęci, czy jesteście bosi, czy też dobrze ubrani. Rzucałem Was, jak piłkę bilardową na różne fronty. Pod tym względem byliście wyróżniani, mając ciągłe okazje do ciężkiej i trudnej pracy bojowej. Nie zawiedliście nigdy mych nadziei. Dziękuję Wam za to, Szwoleżerowie”.
Po zakończeniu wojny Orlicz-Dreszer ukończył kurs Centrum Wyższych Studiów Wojskowych, dowodził 2. Dywizją Kawalerii, w 1924 roku awansował do stopnia generała brygady.
Apel do marszałka Piłsudskiego
15 listopada 1925 roku w Sulejówku, występując w gronie oficerów przybyłych do dworku „Milusin”, wygłosił znamienne przemówienie skierowane do Marszałka, w którym w istocie wzywał go do powrotu do czynnej polityki i objęcia władzy: „Gdy dzisiaj zwracamy się do Ciebie, mamy także bóle i trwogi, do domu wraz z nędzą zaglądające. Chcemy, byś wierzył, że gorące chęci nasze, byś nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osierocając nie tylko nas, wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz, że niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable!”.
Z powodu tego wystąpienia generał Orlicz-Dreszer został karnie przeniesiony przez ministra spraw wojskowych na inne stanowisko w armii. Podczas przewrotu majowego dowodził wojskami wiernymi Józefowi Piłsudskiemu, towarzyszył mu na moście Poniatowskiego, w drodze na spotkanie z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Jesienią 1926 roku został generałem do prac przy Generalnym Inspektorze Sił Zbrojnych, którym był Marszałek. W 1930 roku awansował do stopnia generała dywizji, objął stanowisko inspektora armii.
Od 1930 roku był także prezesem zarządu Ligi Morskiej i Kolonialnej, propagował rozbudowę floty wojennej i handlowej oraz żeglarstwo, zajmował się sprawami emigracji i Polonii. W programie Ligi generał pisał, że jednym z jej celów jest: „uzyskanie terenów dla swobodnej ekspansji wielotysięcznych rzesz obywateli polskich wyjeżdżających corocznie poza granice kraju, wiążąc je z Państwem węzłami gospodarczymi, zmuszając do dalszej wydajnej pracy dla Narodu, a nie jak dzisiaj dla narodów i państw obcych”. Nie oznaczało to jednak, że Polska ma dążyć do uzyskania kolonii zamorskich. Generałowi chodziło o to, by emigranci z Polski pozostawali w łączności z krajem i by w imporcie surowców i produktów pierwszeństwo miały te wydobyte lub wyprodukowane przez polskich producentów-kolonistów.
Polska „mocarstwowość” i bieda
Generał Orlicz-Dreszer nie bał się formułować ocen sytuacji gospodarczej Polski w latach 30. zbieżnych z tymi, jakie głosili politycy opozycji. „Nie jestem demagogiem, ale człowiekiem, który uważa, że spojrzeć na rzeczywistość śmiało i odważnie – mówił generał – jest obowiązkiem każdego człowieka, który chce, żeby było lepiej”.
W 1935, już po śmierci Piłsudskiego, na zjeździe Ligi Morskiej i Kolonialnej w gorzkim, szokującym wręcz przemówieniu Orlicza-Dreszera, znalazły się krytyczne słowa: „Wmawiamy w siebie na różnych zebraniach, że robimy państwo mocarstwowe”, zarzucał elitom samozadowolenie, tymczasem, jak stwierdzał: „posiadamy nędzę taką, że zapałkę dzieli się na kilka części”. Orlicz-Dreszer bez iluzji patrzył na sytuację gospodarczą Polski, na duże obszary biedy, szczególnie na wsi, gdzie żyło kilka milionów ludzi, dla których nie było pracy, nie zamykał oczu na duże bezrobocie, widział, że z powodu ubóstwa znacznej części społeczeństwa nie może rozwijać się rynek wewnętrzny. Stwierdził, że „siedzimy na wulkanie”, choć nie musi to oznaczać perspektywy rewolucji społecznej. Był świadomy dramatu wynikającego z tego, że Polska wydaje znacznie mniej na obronę, niż to jest konieczne, gdyż na więcej jej nie stać. „Ja nie powiedziałem nic czarniejszego niż rzeczywistość” – stwierdził generał.
Generał Orlicz-Dreszer zginął 16 lipca 1936 roku w katastrofie lotniczej samolotu RWD-9 w Zatoce Gdańskiej, kilkaset metrów od mola w Orłowie, wraz z pilotem kpt. Aleksandrem Łagiewskim i ppłk Stefanem Lothem. Leciał na spotkanie z żoną, która tego dnia wracała do kraju na pokładzie transatlantyka „Piłsudski”, zbliżającego się do Gdyni. Nagły, gwałtowny podmuch wiatru, a być może awaria silnika, spowodowały, że samolot lecący nisko nad wodą zaczepił skrzydłem o powierzchnię morza. Wypadek wydarzył się niecałe dwa tygodnie po objęciu przez generała stanowiska Inspektora Obrony Powietrznej Państwa. Tragiczny wypadek najpewniej tylko przyspieszył śmierć Orlicza-Dreszera, który był poważnie chory.
Latem 1939 roku trumna generała spoczęła w monumentalnym mauzoleum zbudowanym na Wzgórzu Oksywskim w Gdyni. Widniał na nim napis; „Strażnik morza”. Mauzoleum zostało wysadzone w powietrze przez Niemców jesienią 1939 roku.
Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu: Marszałek Józef Piłsudski i generał Gustaw Orlicz-Dreszer na moście Poniatowskiego (12 maja 1926 roku). Fot. M. Fuks. Źródło: NAC