W pierwszych dniach sierpnia 1914 roku w krakowskim parku sportowym na Oleandrach wśród strzelców i drużyniaków, którzy stawiali się tam na rozkaz Komendanta, panował nastrój radosnego oczekiwania. Wiedzieli, że wojna jest nieunikniona. To tylko kwestia dni. Czekano na wojnę z nadzieją, że przyniesie niepodległość Polski.
„Oleandry rozbrzmiewały od rana do nocy okrzykami komend, szczękiem broni i tupotem marszów – wspominał Bolesław Wieniawa-Długoszowski – a w chwilach wolnych od musztry, dowcipami i buńczuczną, jurną piosenką, która towarzyszyła nam, przez długie lata wojny, w czasie największych trudów i niedoli, jednako wesoła, beztroska i przekorna”.
Kto do Pierwszej Kadrowej?
3 sierpnia Piłsudski zebrał strzelców i drużyniaków. Rozpoczęło się wyczytywanie listy wybranych do Pierwszej Kompanii Kadrowej, według przydzielonych numerów. „Paliła ochota i szarpał lęk – relacjonował Wienawia tamtą chwilę – wywołają mnie, czy ominą. – Numer 45! – Omal nie krzyknąłem z radości i wyskoczywszy z szeregu, jak porwany trąbą powietrzną, w trzech susach doskoczyłem do nowego zastępu. Wybranych do pierwszej kompanii było ponad 150 niedawnych jeszcze strzelców i drużyniaków. Odtąd byli już – tak jak powiedział im Komendant – kadrą przyszłej armii polskiej. Większość z nich miała od dziewiętnastu do dwudziestu czterech lat.
6 sierpnia wstali przed godziną 3.00. „Na boisku dano nam żywność na dwa dni, chleb i po dwie konserwy – wspominał Stanisław Żmigrodzki – Następnie wyprowadzono nas na dziedziniec teatralny, gdzie przed Kwaterą Główną w szyku rozwiniętym oczekiwaliśmy na Komendanta”. Piłsudski rozmawiał w tym czasie z oficerami, a właściwie dowódcą kompanii – Tadeuszem Kasprzyckim, i dowódcami plutonów. Szlify oficerskie mieli dostać dopiero na froncie. „Radość biła z ich twarzy” – zauważył Żmigrodzki, gdy wyszli z narady. Gdy Komendant pojawił się przed szeregiem kompanii, powiedział tylko „Winszuję”. Lecz – jak zapamiętał Wieniawa-Długoszowski – każdemu żołnierzowi kompanii, zajrzał w oczy, a od tego spojrzenia „coś w piersiach zakipiało”.
Byli wyposażeni w mannlichery, inni strzelcy mieli przestarzałe werndle – manlichery dostali później. Do każdego karabinu dostali po 80-100 nabojów, ale intendent kompanii, Aleksander Litwinowicz, niektórym „po protekcji lub nowej przyjaźni”, dawał ukradkiem dodatkowy magazynek. Litwinowicz miał w kasie kompanijnej 170 koron, równowartość dzisiejszych 3,2 tysięcy złotych.
Na Moskala!
W drodze ku granicy mijali koszary „trzynastki”, czyli 13. Pułku Piechoty armii austriackiej. Większość jego żołnierzy, ponad 80 proc, stanowili Polacy. Życzyli strzelcom powodzenia. Szykując się do pójścia na front, zrobili sobie zdjęcie z proporcem, na którym widniał napis: „Na Moskala!”. Pierwsza Kompania Kadrowa przekraczając granicę w Michałowicach, obaliła rosyjskie słupy graniczne i odśpiewała „Rotę”. Tadeusz Kasprzycki zwrócił się do żołnierzy: „Koledzy! Weszliśmy na ziemie Królestwa Polskiego, jako pierwszy od 1831 roku oddział regularnego wojska polskiego. Powitajmyż tę ziemie po żołniersku!”
Stanęli na baczność, padła komenda: „Prezentuj broń!”. Ruszyli potem naprzód, niszcząc napisy rosyjskie, rewidując rosyjskie urzędy, konfiskując znalezioną tam broń. Od Michałowic szli na Słomniki, Miechów i Kielce, z nadzieją, że dojdą do Warszawy. „Wędrowaliśmy długie, długie lata – stwierdzał Wieniawa – aż wreszcie doszliśmy. Ale wówczas, w sierpniu 1914 roku, niewielu było takich w Polsce, co wierzyli, że dojdziemy”.
Józef Piłsudski podkreślał, że zaczynał wojnę z garścią ludzi, źle uzbrojonych i źle wyposażonych. Nie chciał jednak, by w europejskich zmaganiach, z których – jak wierzył – wyłoni się wolna Polska – zabrakło polskiego oręża. To właśnie strzelcy zebrani w Oleandrach, dali impuls do powstania Legionów Polskich, przez które przewinęło się ponad 55 tysięcy ludzi.
Pisarz Andrzej Strug, który zaciągnął się do Legionów, uważał, że wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej „rzucił na szalę wydarzeń samodzielny czyn zbrojny” i był manifestacją prawa Polski do niepodległego bytu”.
Nie wszyscy doszli do Warszawy, nie wszyscy doczekali listopada 1918 roku. Spośród żołnierzy Pierwszej Kompanii Kadrowej ponad dwudziestu poległo podczas służby w Legionach. Wielu nie zdjęło już munduru. Po dwudziestu latach od wymarszu z Oleandrów, ponad czterdziestu służyło w wojsku, kilku dosłużyło się generalskich szlifów.
Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu: Oddziały Strzelców w „Oleandrach” w Krakowie, sierpień 1914 r. Źródło: NAC