Zakochała się najpierw w Tadeuszu Kościuszce, którego była cioteczną prawnuczką. Maria Bohuszewiczówna, niemal rówieśniczka Józefa Piłsudskiego – dwa lata od niego starsza – wsłuchiwała się w dzieciństwie w opowieści ojca o naczelniku powstania z 1794 roku. Włodzimierz Bohuszewicz, obiecał Marysi, że zabierze ją do Siechnowicz. Był tam majątek należący do Kościuszki i być może tam właśnie się urodził – według przypuszczeń profesora Andrzeja Antoniego Wawryniuka – a nie w Mereczowszczyźnie, jak to się zwykle podaje.Dziewięcioletnia dziewczynka przeżyła w Siechnowiczach emocjonalny wstrząs, który zadecydował o jej późniejszym życiu. W swoim pamiętniku napisała o pobycie w Siechnowiczach i o Kościuszce: „Zdawało mi się, że On tu jest. On, który całe życie oddał dla ojczyzny. Czułam go niejako, zdawało mi się, że On mnie widzi. Chciałam mu powiedzieć, że Go kocham bardzo, bardzo, błagać, żeby i mnie nauczył jak »być dobrą«, jak służyć narodowi (to wyrażenie od dawna nie było mi obcym)”.
Kochać, och, jak!
Ojciec Marysi był poruszony tym, jak bardzo córka przeżywała pobyt w Siechnowiczach. Przypomniał sobie swój udział w powstaniu styczniowym, a na jego twarzy pojawił się wówczas bolesny wyraz. Powiedział jednak córce: „Może wam uda się lepiej niż nam”. Wkrótce potem rodzina Bohuszewiczów przeniosła się z majątku Ceperka w powiecie słuckim (dziś na Białorusi) do Warszawy. W kamienicy, którą kupili, mieszkała córka przyjaciela ojca Marii. „Była to osoba niezmiernie kochliwa – pisała o niej Bohuszewiczówna – i niezmiernie otwarta. Kochała się wciąż, co tydzień była gotowa upajać się nową miłością”. Piętnastoletnia Maria zastanawiała się: „Czemuż i ja się w końcu nie zakocham (…) Całe nasze towarzystwo gremialnie zawyrokowało, że ja k o c h a ć nie mogę, nie jestem zdolna. Taki np. argument: »Każda na jej miejscu w danym wypadku zakochałaby się, a ona, fe, ryba!«”.
Nie była pięknością, lecz miała wiele wdzięku. Uległ mu Józef Karol Potocki, dziennikarz, przyjaciel domu Bohuszewiczów i jej nauczyciel. Marii było miło, że obdarzył ją gorącym uczuciem, jednak –jak twierdziła Dioniza Wawrzykowska-Wierciochowa – biografka Bohuszewiczówny, „w głębi serca cichutko odzywało się ostrzeżenie, że go nie kocha”. Nie zamierzała jednak stanowczo tego powiedzieć Potockiemu. Wymawiała się przed nim, że jest za młoda na poważne uczucie, to jedyne. W pamiętniku wyznała: „Kochać, oczywiście, można raz tylko w życiu, ale za to kochać, och! jak!”.
W 1881 roku ogromne wrażenie zrobił na Bohuszewiczównie udany zamach na cara Aleksandra II. Gdy czytała rodzicom gazetę o procesie zamachowców, ojciec wykrzyknął: „To bohaterowie!”. Zdumiało to Marię, gdyż rodzice mówili o socjalistach i rewolucjonistach jako o fanatykach lub ofiarach fanatyzmu. A ich córka wspominała: „Dążenia socjalistów kochałam już wtedy (mój Boże – od dzieciństwa przecież) gorąco”. Rok później zaangażowała się w działalność Towarzystwa Czerwonego Krzyża – powiązanego z partią „Proletariat” – które opiekowało się więźniami politycznymi i ich rodzinami.
W tym czasie zajmowała się ciężko chorymi rodzicami. Matka zmarła w 1882 roku, a ojciec rok później. Sama zapadła natomiast wówczas na gruźlicę – najpewniej zaraziła się od ciotki, którą pielęgnowała – i jej stan był poważny. Lekarze doradzali wyjazd na kurację do Meranu. Mogła sobie na to pozwolić. „Otóż – myślałam sobie – czy warto ponieść tak duży wydatek, jak wyjazd za granicę, żeby powegetować trochę na tym świecie. Wiedziałam, że jeśli to naprawdę suchoty, to i Meran nie pomoże, a jeśli nie, to Meran niepotrzebny. Nie pojechałam tedy”. To był błąd. Kuracja klimatyczna w tyrolskim uzdrowisku dobrze by jej zrobiła. Odczuła przecież wyraźną poprawę zdrowia, gdy zaledwie na kilka tygodni wyjechała na wieś, otoczoną lasami.
W 1883 roku poznała na balu Adama Zakrzewskiego, studiującego wcześniej w Petersburgu i związanego z tamtejszymi kręgami socjalistów. Wreszcie jej serce drgnęło. „Od jesieni 1883 roku była już na dobre zakochana i szczęśliwa” – pisała Wawrzykowska-Wierciochowa.
Po śmierci rodziców Maria postanowiła „poszukać tej drogi, która mię od dawna ciągnęła ku sobie”. Weszła w krąg ludzi związanych z pismami „Prawda” i „Przegląd Tygodniowy”. Nie było to jednak środowisko socjalistyczne, więc Bohuszewiczówna dość łatwo – jak wspominała – nawiązała w styczniu 1884 roku kontakt z członkami partii „Proletariat” i szybko stała się jej członkinią.
Wydarzenia w jej życiu biegły bardzo szybko. Pół roku po związaniu się z proletariatczykami carska policja aresztowała latem 1884 roku wielu głównych działaczy tego ugrupowania, wśród nich Piotra Bardowskiego i Stanisława Kunickiego. Po tej wpadce partię postanowił przywrócić do działania Ludwik Janowicz. Miał mu pomagać Aleksander Dębski, ale ostatecznie do tego jednak nie doszło.
Strzelanina w mleczarni
Pewnego lipcowego dnia w 1884 roku Janowicz i Dębski umówili się w mleczarni Henneberga na warszawskim Nowym Świecie. W lokalu dołączył do nich Bronisław Sławiński, który przyniósł rewolwery. Mieli zlikwidować zdrajcę w szeregach partii. Niespodziewanie w mleczarni pojawili się agent policyjny Huzarski i policjant komisarz Oże, który oświadczył, że aresztuje ich. Janowicz chciał wyciągnąć rewolwer, ale Huzarski chwycił go za ręce. „Wystrzeliłem przez stół do Huzarskiego – wspominał Dębski – Oże na odgłos strzału zwrócił się do mnie i z rozmachu chciał mnie ciąć pałaszem. Uskoczyłem w bok i Oże trafiwszy pałaszem w próżnię, z rozmachu upadł pomiędzy krzesła, a tymczasem Janowicz uwolnił się od Huzarskiego i zaczął doń strzelać. Krzyknąłem »odwrót«”.
Janowicz został aresztowany, ale Dębskiemu i Sławińskiemu udało się uciec. Pojechali do mieszkania Bohuszewiczówny, by zmienić ubrania, lecz jej nie zastali. Zagrożeni aresztowaniem musieli wyjechać za granicę. Przedtem jednak spotkali się pod Warszawą z działaczami partii. „W lesie spotkałem sporą ilość zebranej inteligencji i robotników. Inteligenci grupujący się wokół Marii Bohuszewicz, zajmowali się przedtem przeważnie niesieniem pomocy aresztowanym i ich rodzinom. Był to zastęp szczerze oddanych sprawie ideowców i niestety ostatnia nasza rezerwa” – stwierdzał Dębski. Niemal wszyscy mieli nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
Aleksander Dębski przekazał Bohuszewiczównie wszystkie adresy i kontakty do innych członków partii. Dlaczego właśnie jej, kobiecie, w dodatku tak młodej? Maria nie miała nawet ukończonych dwudziestu lat. Najwyraźniej Dębski nie znalazł wśród mężczyzn takiego, który przewyższałby Marię wiarą w sprawę, energią i poświęceniem. Wawrzykowska-Wierciochował stwierdzała, że Marię cechowały stanowczość i umiejętność narzucania swej woli innym.
Na czele „Proletariatu”
Bohuszewiczówna napisała krótko w pamiętniku: „W lipcu miały miejsce te okropne areszty. Wobec tego musiałam wziąć w ręce wszystkie nici, jakie się tylko chwycić dało. Razumiej (Józef Razumiejczyk – T.S.), stojący dotąd do »Proletariatu« w takim jak i ja stosunku, wziął się do pracy, pracy ciężkiej, gorączkowej niemal”.
Liczyła, że wciągnie do działalności partyjnej „Sympatię”, czyli Zakrzewskiego. Spotkał ją jednak ogromny zawód. „Pozostał w charakterze widza – wspominał Ludwik Krzywicki – współczującego może z hasłami zasadniczymi Proletariatu, ale powątpiewającego o skuteczności stosowanej taktyki. Właściwie ciągnęło go do pracy kulturalnej (…) a nade wszystko do ludu wiejskiego”.
Bohuszewiczówna pisała o Zakrzewskim: „On skłaniał się do roboty na wpół legalnej (…) ja prawie całkiem z legalnością zerwałam”. I z powodu tych różnic zerwała z Zakrzewskim. Biografka Marii stwierdziła: „Ofiarna działaczka Proletariatu zwyciężyła kochającą kobietę”.
Bohuszewiczówna zastanawiała się, czy istniała z jej strony miłość do Zakrzewskiego. Odpowiadała sama sobie, że chyba nie: czy może bowiem istnieć miłość, gdy nigdy się nie mówi „kocham”?. Ale ostatecznie wyznała: „Prócz tego wypadku nie kochałam nigdy, bodaj przez jeden dzień (…) I jestem pewna, że nie zakocham się nigdy. Moja zdolność do kochania wyczerpała się wtedy zupełnie”.
Niewyczerpana natomiast była jej energia jako przywódczyni partii. Adam Próchnik, historyk ruchu socjalistycznego, stwierdzał, że wszystko się opierało na Bohuszewiczównie: kółka robotnicze, drukarnia, wydawnictwa, próba wydania szóstego numeru „Proletariatu” oraz zakładanie warsztatów pracy, z których dochód miał iść na potrzeby partii.
W marcu 1885 roku dwaj członkowie „Proletariatu” oraz Andra Bankowicz, Serb, „wędrowny rewolucjonista”, zorganizowali w Warszawie demonstrację bezrobotnych. Była to pierwsza manifestacja robotnicza w Królestwie Polskim. Bohuszewiczówna dowiedziała się o planowanym proteście prawie w ostatniej chwili, nie sprzeciwiła mu się jednak i wzięła udział w demonstracji.
„Proletariat” był partią, która uważała terror za jedną z metod walki. Gorącym jego zwolennikiem był Stanisław Kunicki. Gdy Bohuszewiczówna objęła kierownictwo partii, wśród jej najbliższych współpracowników zdania co do stosowania terroru były podzielone. Nielegalna partia rewolucyjna nie mogła, oczywiście, nie eliminować fizyczne zdrajców ze swoich szeregów. A co z tymi fabrykantami, którzy szczególnie wyzyskiwali i gnębili robotników? Bohuszewiczówna zaakceptowała list do takich przedsiębiorców, zaczynający się od uprzejmego zwrotu „Szanowny Panie”. Ale potem były ostrzeżenia i groźby. Partia informowała, że z powodu nieludzkiego traktowania pracowników jest do zatwierdzenia wyrok śmierci, o ile fabrykant nie zmieni swojego postępowania. Jeśli tego nie zrobi, to partia „pomimo wstrętu do rozlewu krwi” wyrok zatwierdzi. Czy ostrzeżenia podziałały, nie wiadomo. W każdym razie Bohuszewiczówna nie podpisała żadnego wyroku.
Bohuszewiczówna wraz z Józefem Razumiejczykiem i Michałem Wojniczem obmyślała plan uwolnienia z Cytadeli Warszawskiej więzionych tam proletariatczyków. Zamiar ten nie udał się – był bowiem znany zdrajcy, agentowi policyjnemu. Sama Bohuszewiczówna, za sprawą tegoż samego człowieka – już wkrótce, jesienią 1885 roku, znalazła się w Cytadeli. Doprowadził on do aresztowania Bohuszewiczówny i odprowadzającego ją Razumiejczyka w bramie jej domu.
Co gorsza, jak pisał historyk Leon Baumgarten, „Nieostrożna »Regina« (pseudonim Marii – T.S) trzymała w swoim mieszkaniu cały sekretariat i archiwum organizacji”. Ułatwiło to dalsze zatrzymania członków i członkiń partii, łącznie było to ponad pięćdziesiąt osób, w tym osiem kobiet. Wśród nich była też Maria Juszkiewiczowa, rówieśniczka Bohuszewiczówny. Po wydaleniu z Petersburga za związki z rewolucjonistami, przyjechała do Warszawy i włączyła się w działalność Towarzystwa Czerwonego Krzyża. I gdyby nie to aresztowanie, zapewne nigdy nie spotkałaby się z Józefem Piłsudskim. Juszkiewiczowej nakazano wyjazd do Wilna, gdzie pozostawała pod nadzorem policji. Siedem lat później poznała nad Wilią Piłsudskiego, który wrócił z syberyjskiego zesłania. W 1899 roku wzięli ślub.
Maria Bohuszewiczówna przesiedziała w Cytadeli Warszawskiej półtora roku. Nie ułatwiała pracy śledczym i nie dała się złamać. W maju 1887 roku decyzją administracyjną skierowano grupę Bohuszewiczówny na syberyjskie zesłanie. Warszawy nie opuściła Julia Razumiejczyk, zmarła na gruźlicę w więziennej celi. Maria Bohuszewiczówna miała spędzić na Syberii pięć lat. Nie dotarła jednak na docelowe miejsce zesłania. Chora na gruźlicę, pozostała w więzieniu w Krasnojarsku, tam zmarła najprawdopodobniej w październiku 1887 roku, nie ukończywszy dwudziestu trzech lat.
Józef Karol Potocki, który na cześć swojej nieodwzajemnionej miłości, przybrał pseudonim Marian Bohusz, w zakamuflowany przed rosyjską cenzurą sposób pożegnał Marię w piśmie „Głos”. Nie mógł, oczywiście, wymienić jej nazwiska. Pisał więc o zmarłej jako o Marii B., a o jej działalności w ten sposób: „W sercu jej ogień buntowniczy płonął, w głowie roiły się myśli o jakichś zwycięstwach prawdy nad fałszem, o jakimś krzywd wyrównaniu, o uśmierzeniu cierpień”.
Autor: Tomasz Stańczyk
Bibliografia:
L. Baumgarten, Dzieje Wielkiego Proletariatu, Warszawa 1966.
A. Dębski, Krwawe zajście w mleczarni Henneberga w roku 1884, Warszawa 1929.
M. Bohuszewiczówna, Pamiętnik, Warszawa 1984.
L. Krzywicki, Wspomnienia, t. 2, Warszawa 1958.
A. Próchnik, Kobieta w polskim ruchu socjalistycznym, Warszawa 1948.
D. Wawrzykowska-Wierciochowa, Kościuszkowska prawnuka, Warszawa 1974.
A.A. Wawryniuk, Droga do chwały. Młodość i krąg rodzinny Tadeusza Kościuszki, Chełm 2021.
Ilustracja: Maria Bohusiewiczówna, źródło: Commons Wikimedia.