Brąz dla rotmistrza Adama Królikiewicza i jego Picadora
Pierwsza po zakończeniu Wielkiej Wojny letnia olimpiada odbyła się w 1920 roku w Antwerpii. Polacy nie wzięli w niej udziału, gdyż nasz kraj toczył wówczas wojnę na śmierć i życie z Rosją bolszewicką. Porucznik Adam Królikiewicz, zamiast pojechać do Antwerpii, trafił na front, podobnie jak wielu innych przyszłych jeźdźców – olimpijczyków.
Do następnej olimpiady nasi jeźdźcy – sami żołnierze, przygotowywali się w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, pod okiem Leona Kona i w 1 Pułku Szwoleżerów w Warszawie, a tą drugą grupą dowodził Karol Rómmel.
Kon spędził młodość w Petersburgu i już w gimnazjum zafascynował się jeździectwem. Uczył się w wyższej szkole jazdy, porzucając w tym celu nawet uniwersytet.
Rómmel natomiast, jako oficer armii rosyjskiej, wziął udział w 1912 roku w olimpiadzie w Sztokholmie. Niewiele brakowało, by zdobył medal, jednak podczas brania ostatniej przeszkody spadł z konia. Zachwycony jego jazdą król Gustaw V przysłał Polakowi replikę złotego medalu.
Skok na medal
Pierwszy indywidualny medal dla Polski na igrzyskach olimpijskich zdobył rotmistrz Adam Królikiewicz, były żołnierz Legionów, ułan pułku Beliny–Prażmowskiego. Tam nauczył się jeździć konno. Podczas olimpiady w Paryżu w 1924 roku sięgnął po brąz w konkurencji skoków przez przeszkody. Korespondent „Przeglądu Sportowego” relacjonował:
Rtm. Królikiewicz na Picadorze idzie doskonale. Oprócz nieporozumienia między jeźdźcem a koniem przed jedną z przeszkód, wszystko idzie wspaniale.
Królikiewiczowi należał się srebrny medal, który przypadł włoskiemu zawodnikowi Tommaso Lequio. Jednak przyznano go nieuczciwie. Leon Kon stwierdzał, że Lequio podczas potknięcia się konia, omal z niego nie spadł, trzymając się na wierzchowcu tylko jedną ręką i nogą. Na siodło pomógł mu wsiąść i kontynuować jazdę, stojący przy przeszkodzie fotoreporter, a taka pomoc była niedozwolona. Jury, umyślnie lub nie, nie zauważyło tego incydentu, a Królikiewicz żalił się, że polska delegacja nie interweniowała. Medal Królikiewicza był, oczywiście, także zasługą jego konia, Picadora. Został on kupiony z tzw. demobilu armii amerykańskiej w 1919 roku i służył w taborach 1 Pułku Ułanów. Tam spostrzegł jego niezwykłe sportowe możliwości rotmistrz Królikiewicz, gdy nad Picadorem (wówczas nazywał się Maciek) próbował zapanować wachmistrz.
Koń nagle poniósł wyciągniętym galopem w stronę stajni – wspominał Królikiewicz . – Przed nią na długiej przestrzeni wybudowane były dwie groźne przeszkody: żelazne bariery do wiązania koni podczas ich czyszczenia. Jeźdźcowi zapartemu w strzemionach nie udało się opanować zwierzęcia, które nieprzytomnie rwało ku otwartym drzwiom stajni. Koń dwoma dzikimi susami przeskoczył jedną po drugiej żelazne przeszkody wysokości około 110 cm. i wpadł do stajni. […] Pomyślałem sobie, to skarb, ma przed sobą wielką przyszłość, jeśli się ze sobą porozumiemy.
Rotmistrz zaproponował wachmistrzowi zamianę Picadora na konia ze swojego szwadronu i rozpoczął pracę z wierzchowcem, co było niełatwe, gdyż Picador dotąd chodził w zaprzęgu, a poza tym miał uparty charakter. Ale takim samym charakterem odznaczał się Królikiewicz i wreszcie doszedł do zgody z koniem, który polubił skoki i zaczął współpracować z jeźdźcem.
Drużynowo ekipa polska zajęła podczas olimpiady w Paryżu, we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego, szóste miejsce, co było sporym osiągnięciem, gdyż polscy jeźdźcy pierwszy raz startowali w tej konkurencji, nie posiadali więc doświadczenia i mieli konie ustępujące rywalom. „Kurier Polski zapewniał:
Przeciwnicy górowali nad Polakami tylko klasą koni, w jeździe samej nikt im nie dorównywał.
Dwa sukcesy w Antwerpii
Podwójny sukces polscy jeźdźcy osiągnęli na kolejnych igrzyskach olimpijskich – w 1928 roku w Antwerpii. Wywalczyli brąz w drużynowym Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego – w ekipie był m.in. Karol Rómmel – oraz srebro w drużynowym konkursie skoków. W obu tych konkurencjach brał udział Michał Woysym–Antoniewicz, były żołnierz 2 Pułku Ułanów Legionów, instruktor jazdy w Centrum Wyszkolenia Kawalerii. W WKKW Polacy, jak stwierdzał Leon Kon, jechali nadzwyczaj ostrożnie mając przede wszystkim zwycięstwo drużynowe. Płk Rómmel przejechał parcours z 2-ma błędami, rtm. Antoniewicz z 4-ma, por. Trenkwald z 6-ma i w rezultacie zajęliśmy trzecie miejsce.
W konkursie skoków porucznik Gzowski na Mylordzie przejechał parcours bez błędu, Szosland zarobił dwa punkty karne, rotmistrz Antoniewicz na Readglecie rozpoczął konkurs znakomicie, jednak nagle na ostatniej przeszkodzie nie wytrzymały nerwy jeźdźca czy konia i bariera spadła na ziemię. Kon twierdził, że wszyscy widzieli, iż Readgled strącił ją zadem, lecz dostał zamiast dwóch, cztery punkty karne, tak jak za strącenie bariery przednimi nogami.
Niemiecka pułapka
Na olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku polscy jeźdźcy zdobyli srebro we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego. Może mogliby sięgnąć po złoto, gdyby Niemcy nie postarali się, by to ich zawodnicy zdobyli najwyższe trofeum olimpijskie. Przygotowali bowiem pułapkę na trasie zawodów. Startujący w nich Henryk Leliwa-Roycewicz na Arlekinie III, wspominał, że dno przeszkody–sadzawki pochylało się od lewej do prawej strony. Z lewej woda miała głębokość 60 cm, z prawej -120 cm. Z lewej strony dno było twarde, z prawej leżała na nim półmetrowa warstwa mułu.
Pułapka w sadzawce była zrobiona świadomie – stwierdzał Roycewicz – i mogłaby być „fair play” […], gdyby żaden ze startujących nie był poinformowany o budowie przeszkody. Tak, zdaje się nie było, gdyż wszyscy jeźdźcy niemiecccy skakali na lewą stronę.
Tak więc nieczystym chwytem Niemcy zapewnili sobie złoty medal.
Leliwa–Roycewicz wspominał, że najeżdżając na tę przeszkodę, usłyszał krzyk jakiegoś Polaka: „Na lewo, na lewo!”. Było już jednak za późno na zmianę kierunku i Roycewicz wziął przeszkodę z prawej strony. W rezultacie, jak niemal wszyscy jeźdźcy, którzy ją wybrali, skąpał się wraz z koniem w wodzie.
W konkursie indywidualnym Roycewicz zajął 15 miejsce, przez błąd sędziego. Po latach opowiadał Krystynie Rudzińskiej:
Ruszyłem od startu ostro. Arlekin szedł jak burza. W pewnym momencie przed którąś z przeszkód usłyszałem “halt”. Myślałem, że to nie do mnie więc pojechałem dalej. Przy następnej przeszkodzie znowu się sytuacja powtórzyła, ale ja ponownie ją zignorowałem. Na kolejnej, Niemcy stanęli na drążku przeszkody, tworząc ścianę z własnych ciał. To był ten moment, kiedy się zawahałem. Może trzeba było przez nich skakać? Arlekin zrobiłby to bez wahania. Ja jednak zawróciłem do sędziego. Sędzia przeprosił i powiedział, że to pomyłka, nadając komunikat przez krótkofalówki. W konsekwencji tego zdarzenia nadrobiłem ponad cztery kilometry i dostałem punkty karne za przekroczenie limitu czasu
Bardzo różnie potoczyły się losy olimpijczyków – oficerów Wojska Polskiego. Henryk Leliwa–Roycewicz ranny we wrześniu 1939 roku na Kresach Wschodnich, uciekł ze szpitala i uniknął dzięki temu strzału w tył głowy, jakim zamordowano w Katyniu Zdzisława Kaweckiego, uczestnika olimpiady w Berlinie. Roycewicz wziął udział w powstaniu warszawskim jako dowódca batalionu AK „Kiliński”, który zdobył gmach PAST-y, niemiecką redutę. Po tym sukcesie odznaczono Leliwę–Rocyewicza krzyżem Virtuti Militari. W 1950 roku został skazany przez komunistyczny sąd na sześć lat więzienia za to, że próbował – rzekomo – obalić ustrój.
Michał Woysym–Antoniewicz nie wrócił do kraju, Był trenerem reprezentacji Stanów Zjednoczonych na igrzyskach w Melbourne w 1956 roku. Adam Królikiewicz, konsultant filmowy, zmarł w wyniku obrażeń po upadku z konia na planie „Popiołów”. Henryk Leliwa–Roycewicz z kolei pełnił po wojnie funkcję, m.in. trenera jeździectwa w Państwowych Torach Wyścigów Konnych i w warszawskim klubie sportowym „Legia”.
Ostatnie, jak dotąd, medale olimpijskie w jeździectwie zdobyli polscy jeźdźcy na igrzyskach w Moskwie w 1980 roku: Jan Kowalczyk na Artemorze, złoto indywidualnie w skokach, oraz drużynowo srebro – także w skokach, ekipa w składzie: Janusz Bobik, Wiesław Hartman, Jan Kowalczyk i Marian Kozicki.
Autor: Tomasz Stańczyk
Bibliografia:
A. Królikiewicz, „Portret olimpijczyka Picadora”, „Przekrój” 1958 nr. 692
L. Kon, „Dwa wielkie sukcesy polskiej hippiki”, „Przegląd Sportowy” 1928 nr 36
H. Leliwa-Roycewicz, „Arlekin i Olimpiada w Berlinie”, „Kawalkator” 1980, nr 1 i 3
W. Pruski, „Major Leon Kon i jego rola w polskim jeździectwie”, „Koń Polski” 1969 nr 4
K. Rudowska, O życiu i legendach sześciu niezwykłych jeźdźców, Warszawa 2023
„Kurier Polski” 1924, nr 206
„Przegląd Sportowy” 1924 nr 33
Zdjęcie: Rotmistrz Adam Królikiewicz podczas przedolimpijskiego treningu w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. 1928 r., źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.