„Bibuła”, czyli rewolucyjny sport

Maszyna drukarska "bostonka" ze zbiorów MJPwS

Pewnego letniego dnia w 1893 roku, pięciu mężczyzn wybrało się do lasu na Belmoncie w Wilnie, by tam, w spokoju, z dala od ludzkich oczu, poważnie porozmawiać. Skromny posiłek podczas wielogodzinnej dyskusji składał się z chleba i mleka przyniesionych od siostry jednego z nich – Józefa Piłsudskiego. Pozostałymi uczestnikami spotkania byli Stanisław Wojciechowski, Ludwik Zajkowski, Aleksander Sulkiewicz i Stefan Bielak.

Spotkanie to zostało uznane za pierwszy zjazd Polskiej Partii Socjalistycznej. Zapadła wówczas decyzja o wydawaniu pisma „Robotnik”. Sprawa się jednak przewlekała i Piłsudski pisał gniewnie z Wilna do Londynu: „Żeby was lub też tych, co z przysyłaniem maszyny zwlekają, jasne pioruny zabiły!”.

Lipniszki

Maszynka drukarska Model-Press (nazywana bostonką), ważąca około 115 kilogramów, została zakupiona przez Wojciechowskiego w Londynie i przerzucona do kraju w częściach, deklarowanych jako elementy tokarni. Duży w tym udział miał Sulkiewicz, pracownik rosyjskiej komory celnej. Piłsudski pisał do towarzyszy w Londynie: „Dziękujemy serdecznie za młockarnię”. Maszynkę drukarską umieszczono na prowincji, w Lipniszkach, około 50 kilometrów od Wilna, w pomieszczeniach apteki, służącej jako przykrywka dla nielegalnej działalności.

Pierwszy numer „Robotnika” ukazał się w lipcu 1894 roku. Ale tajną drukarnie trzeba było po kilku miesiącach przenieść z Lipniszek z powodu romansu towarzysza zatrudnionego przy składaniu i odbijaniu numerów „Robotnika” z kucharką aptekarza. Chciała się z nim żenić, a on się wykręcał. Zagroziła więc, że doniesie władzom, co się dzieje na zapleczu apteki… „Musiał wynaleźć sobie zajęcie w Rosji i zabrać tam dziewczynę” – pisał Wojciechowski o niefortunnym drukarzu.

Wilno

Ściągnięty z zagranicy Wojciechowski wynajął mieszkanie w Wilnie i w nim ulokowana została drukarnię. Redaktorem „Robotnika”, adiustatorem nadsyłanych tekstów i autorem wielu artykułów był Piłsudski. Obaj, Wojciechowski i Piłsudski, pracowali przy druku pisma. Wojciechowski, który nauczył się fachu zecera na emigracji w Paryżu, składał numer, a gdy był tym zajęty, Piłsudski odbijał strona po stronie na maszynie. Marszałek wspominał po latach, że szczerze nienawidził tej monotonnej, mechanicznej pracy. „Byłem zły i milczący” – stwierdzał. „Chwytasz arkusik papieru, przymierzasz go tak, by upadł akurat w odpowiednim miejscu naprzeciw czcionek; przyciskasz rączkę maszynki – kłap”. A druk jednego dwunastostronicowego numeru trwał około dwóch tygodni i codziennie zajmował od 9 do 11 godzin.

Ale efekt pracy dawał satysfakcję Piłsudskiemu: „Za kilka godzin świeży pocisk rewolucyjny wyruszy w świat, by poruszać żywiej serca towarzyszów pracy, budzić śpiących, pokrzepiać strudzonych (…)” – relacjonował zakończenie pracy.

„Dromaderki”

Przewożeniem „Robotnika” a także innej „bibuły”, czyli nielegalnych w Rosji wydawnictw, zajmowali się Piłsudski i Wojciechowski, ale głównie robiły to kobiety – „dromaderki”, na czele których stała Maria Gertruda Paszkowska. Jej współtowarzysz partyjny Kazimierz Pietkiewicz wspominał po latach: „Chodziło więc – z jednej strony o wymyślenie sposobów dostarczania »bibuły« tak, aby otrzymujący nie wiedział, kto i skąd mu ją przyniósł, z drugiej zaś – o takie wyszkolenie »dromaderek«, by wykonywały polecenia ściśle i punktualnie. To ostatnie zadanie bywało dla różnych panienek bardzo trudne. Podobno lały się tam niekiedy łezki niewieście, ale serce Paszkowskiej było na to jak z kamienia”.

Walizki, których używano do przewożenia „bibuły” nazywano, w zależności od koloru „brunetkami” lub „blondynkami”. Ponieważ jednak kontrole bagażu podróżujących koleją były bardzo częste, nawet kilkakrotne na tej samej trasie, najbezpieczniejszym sposobem było wożenie „bibuły” na sobie, pod ubraniem, często specjalne szytym. Piłsudski, który przewoził na sobie „bibułę” stwierdził, że czuł się nią obładowany jak osioł. „Bibuła zewsząd mnie gniotła, dusiła, łaskotała” – wyznawał. A wiózł na sobie zaledwie 20 funtów, czyli nieco ponad 8 kilogramów. Dlatego też z uznaniem i podziwem pisał o „dromaderkach”, w tym o swojej żonie Marii Piłsudskiej, która przewoziła pod ubraniem prawie 2 pudy, czyli niemal 33 kilogramy „bibuły”! Był to, jak zauważał Piłsudski „swego rodzaju rekord w tym oryginalnym sporcie rewolucyjnym”.

W 1898 roku Wojciechowski uskarżający się na chroniczne zmęczenie robotą i zamierzający się ożenić, oświadczył, że na dłuższy czas wyjeżdża za granice. Zastąpił go Kazimierz Rożnowski, specjalne wysłany do Londynu, by tam nauczył się fachu zecerskiego.

„Bibuła”

Przygoda Józefa Piłsudskiego z „Robotnikiem” zakończyła się w lutym 1900 roku wykryciem drukarni, znajdującej się wówczas w Łodzi. Odbijany był wtedy 36. numer pisma. Carski oficer, który aresztował Piłsudskiego, zwrócił się do niego ironicznie: „Ot, ma pan Gutenberga! Tak, jak pan widzi, od niego pochodzi całe zło…”

W 1903 roku Józef Piłsudski opublikował na łamach socjalistycznego „Naprzodu”, ukazującego się w Krakowie, swoje wspomnienia o konspiracyjnej drukarni i kolportażu „Robotnika” oraz innych druków. Nazwał je „Bibuła”. Był to pierwszy rozdział historii „bibuły”, drukowanej później podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej podczas II wojny światowej oraz w komunistycznej Polsce (tzw. drugi obieg w latach 70. i w czasie stanu wojennego).

Tomasz Stańczyk

Na zdjęciu: Maszyna drukarska „bostonka” ze zbiorów Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.