Niewielu polityków nosi dzisiaj wąsy, nie mówiąc już o brodach. W II Rzeczypospolitej było zupełnie inaczej. Zarost na twarzy dominował. Najbardziej przywiązani byli do niego wojskowi, zdecydowanie był niepopularny wśród aktorów filmowych. Obyczaje się zmieniały: wąsy, a szczególnie brody, były w dwudziestoleciu międzywojennym w wyraźnym odwrocie
Wąsy Józefa Piłsudskiego nieco maskowały brak zębów wybitych przez rosyjskich żandarmów podczas zesłania. W grudniu 1914 roku Komendant definitywnie rozstał się z brodą, być może ze względów praktycznych – na froncie trudno było ją utrzymać w porządku. Ale może też dlatego, że broda kojarzyła się z działaczem rewolucyjnym, socjalistycznym, a Piłsudski już nie chciał być tak postrzegany. Jeden z jego najbliższych współpracowników – Walery Sławek, pozostał przy brodzie do końca życia. Zapuścił ją po fatalnym wypadku – gdy był bojowcem PPS, uzbrajana przez niego bomba mocno pokaleczyła twarz, a broda ukrywała część blizn.
Pierwszy prezydent Gabriel Narutowicz nosił wąsy, podobnie jak trzeci – Ignacy Mościcki. Twarz drugiego prezydenta – Stanisława Wojciechowskiego ozdabiała, oprócz wąsów, kozia bródka. W latach II Rzeczpospolitej politycy bez zarostu na twarzy należeli do zdecydowanej mniejszości. Wśród ministrów gabinetu Jędrzeja Moraczewskiego pierwszego rządu Rzeczpospolitej, nie było gołowąsów, natomiast brodacze znajdowali się w zdecydowanej mniejszości – było ich tylko trzech.
Broda mocno traciła na popularności w okresie międzywojennym. W ostatnim rządzie – generała Felicjana Sławoja Składkowskiego – nie było już żadnego brodacza. Ale i wąsy były w odwrocie: na dziesięciu członków gabinetu Składkowskiego już tylko połowa – w tym sam premier – posiadała je. Jednak na przestrzeni dwudziestolecia tylko trzej z dziewiętnastu premierów: Leopold Skulski, Julian Nowak, Janusz Jędrzejewicz pełnili swój urząd bez wąsów. Spośród siedmiu marszałków Sejmu, jedynie Stanisław Car nie nosił ani wąsów, ani brody, a spośród pięciu marszałków Senatu takim wyjątkiem był ostatni – Bogusław Miedziński. Wśród wysokich rangą wojskowych dominowali brodacze i wąsacze. Wyjątkiem był marszałek Edward Śmigły-Rydz a wśród czternastu generałów broni, tylko Leon Berbecki. Ale jeszcze w Legionach obaj nosili wąsy i brody.
Wśród członków Polskiej Akademii Literatury jedynie Juliusz Kaden-Bandrowski nie nosił zarostu, brodą, zresztą okazałą, wyróżniał się tylko profesor Tadeusz Zieliński. Bez zarostu na twarzy obywali się też Stanisław Ignacy Witkiewicz, Witold Gombrowicz i Bruno Schultz, uważani dziś za najwybitniejszych pisarzy lat międzywojennych. Zdecydowanie niemodny był zarost na twarzy wśród aktorów filmowych, nie mały go takie gwiazdy kina jak Eugeniusz Bodo, Aleksander Żabczyński, Adolf Dymsza.
Brak wąsów i brody najwyraźniej zaczął być kojarzony z nowoczesnością, natomiast zarost na twarzy z minioną epoką, która skończyła się w 1914 roku, wraz z wybuchem I wojny światowej. Bez wątpienia kres popularności wąsów i bród dokonał się za sprawą zmiany pokoleniowej. Młodzież w latach II Rzeczpospolitej porzuciła zarost na twarzy. A dziś, jeśli broda – na drwala – przeżywa pewien renesans (patrz: Tomasz Organek), to nie dotyczy on wąsów. Ozdabiają one już tylko nieliczne twarze, między innymi Dawida Podsiadły.
Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu: Rząd Felicjana Składkowskiego, 1936 r.