Józef Montwiłł-Mirecki. Browning bojowca i rosyjska szubienica

W przeciwieństwie do znakomitej większości bojowców, pochodzących z proletariatu, Józef Mirecki wywodził się z rodziny ziemiańskiej. Jego ojciec był carskim oficerem, w pełni lojalnym wobec władz rosyjskich. Ale matka wychowała syna, urodzonego w 1879 roku, w duchu patriotycznym, przekazując mu – tak jak matka Piłsudskiego – kult dla powstańców styczniowych.  Mirecki uczył się w Radomiu, był członkiem kółka samokształceniowego prowadzonego przez Kazimierza Kelles-Krauza, działacza PPS i publicystę. Ze szkoły Mirecki został wyrzucony za hardą postawę wobec rosyjskiego nauczyciela. Uczył się później w szkole sztygarów w Dąbrowie. Stamtąd też został usunięty, za obronę kolegi lub (według innych relacji) za udział w manifestacji przy grobie dwóch robotników zabitych przez rosyjskich żołnierzy. W 1900 roku wstąpił do PPS. Wkrótce został jednak aresztowany, lecz uciekł. Dwa lata później, gdy Mirecki odbywał obowiązkową służbę wojskową, został skazany za działalność w partii na 6 lat pobytu na Syberii pod dozorem policyjnym. Uciekł stamtąd na początku stycznia 1905 roku. Po drodze zatrzymał się na Wileńszczyźnie w ziemiańskim dworze Montwiłłów. Gospodarzowi zmarł niedawno syn i Mirecki przybrał jego nazwisko. Przedostał się do Galicji, w Krakowie był słuchaczem szkoły bojowej założonej przez Piłsudskiego. 

Nieśmiały, ale odważny 

 Do Organizacji Bojowej PPS Józef Montwiłł- Mirecki wstąpił w kilka tygodni po zamachu Stefana Okrzei na komisariat policji na warszawskiej Pradze, dokonanym w marcu 1905 roku. „Obojętność wobec śmierci uważał Mirecki za niezbędny warunek dla bojowca” – pisał Gustaw Daniłowski. Małomówność Mireckiego wynikała zapewne po części z nieśmiałości. Koledzy-bojowcy pokpiwali z niej, na co odpowiadał; „Prawda, jestem nieśmiały, ale odważny”. 

W nocy z 5 na 6 sierpnia 1905 roku bojowcy PPS przeprowadzili cztery akcje na kasy powiatowe, których celem było zdobycie pieniędzy na działalność partii. Jednak tylko jedna z nich – w Opatowie – została zakończona sukcesem. Dokonała tego kilkunastoosobowa grupa bojowców pod dowództwem Montwiłła-Mireckiego. „Gdy o północy około kasy powiatowej rozpoczęła się strzelania – pisał Walery Sławek, główny organizator tych akcji – w mieście zapanował popłoch. Ktoś zaczął dzwonić w kościele na alarm, jakby na pożar. Zbiegła się policja, lecz sterroryzowana i nie orientująca się, jakie siły wtargnęły do miasta, nie zdecydowała się na czynne wystąpienie. To pozwoliło Mireckiemu na wysadzenie dynamitem drzwi do skarbca, rozbicie kasy i załadowanie do przygotowanych worków zabranych pieniędzy”. Z kasy powiatowej w Opatowie zabrano 12 tysięcy rubli. 

Trzy tygodnie później, pod koniec sierpnia 1905 roku, w mieszkaniu przy ulicy Mokotowskiej zebrali się członkowie Warszawskiego Komitetu Okręgowego PPS oraz przedstawiciele bojówki, Józef Montwiłł-Mirecki i Ignacy Lubicz-Sadowski. Zdrajca w szeregach partii zdekonspirował ten lokal, nastąpiła policyjna obława. Montwiłł podjął próbę ucieczki, przedostał się na dach i usiłował wejść przez otwarte okno facjaty, lecz stojąca w nim kobieta błagała go, by tego nie robił, gdyż boi się zazdrosnego męża. Ostrzeliwał się z browninga, a zorientowawszy się, że zostanie ujęty, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. Strzelił, lecz w tym momencie pośliznął się i kula, która miała trafić w mózg, ugodziła w szczękę. Mirecki został schwytany, a Walery Sławek wspominał, że wpadka na Mokotowskiej była początkiem aresztowań, które rozbiły pierwsza organizację bojową PPS. 

Rana Mireckiego była poważna, został więc po jakimś czasie przewieziony na operację do szpitala Świętego Ducha przy Elektoralnej. Oczywiście był w nim pilnowany. Ewelina Wróblewska, jedna z organizatorek ucieczki Mireckiego, pisała, iż przyzwyczaił on pilnującego go policjanta do tego, że długo siedzi w ubikacji. W październiku 1905 roku Montwiłł-Mirecki wyskoczył przez jej okno, podbiegł do muru szpitalnego, przez który Wanda Kiltynowiczowa przerzuciła drabinkę sznurową. A na ulicy czekał już powóz. 

Brawurowe akcje 

Przebywanie zbiega w Przywiślańskim Kraju było zbyt niebezpieczne, więc Mirecki wyjechał do Galicji. Wrócił jednak po pewnym czasie. 28 lipca 1906 roku bojowcy pod dowództwem Mireckiego dokonali brawurowej akcji. Pod Pruszkowem jeden z nich pociągnął za hamulec bezpieczeństwa, zatrzymując pociąg. Bojowcy opanowali lokomotywę, do której przyczepiony był bezpośrednio wagon pocztowy, odczepili resztę składu i kazali maszyniście odjechać na pewien dystans. Wdarli się do wagonu pocztowego i zabrali z niego 170 tysięcy rubli. 

Mirecki przygotowywał następną akcję – w Rogowie. Jan Kwapiński zapytał Mireckiego, jaką ma wydać broń bojowcom. Usłyszał, że krótką, a także noże fińskie. Kwapiński zapytał, dlaczego noże, a wówczas Mirecki wyjaśnił mu, że podczas napadu w wagonach mogą być pasażerowie, którzy nie powinni ucierpieć w strzelaninie, a przecież trzeba czymś unieszkodliwić rosyjskich żołnierzy chroniących wagon z pieniędzmi. Gdy 8 listopada 1906 roku pociąg wjechał na stację w Rogowie, pod wagon wiozący eskortę wrzucono bombę. „Po dwudziestu sekundach – relacjonował Kwapiński – wielki wstrząs, słup dymu i ognia i całe wojsko cara, które zostało przy życiu, zaczęło uciekać w pole”. W istocie został zabity tylko podoficer, a 13 żołnierzy zostało rannych. Opór stawili natomiast strażnicy wagonu pocztowego, rzucono więc petardę dynamitową, która raniła jednego z nich. Akcja, podczas której zdobyto około 30 tysięcy rubli, trwała kilkanaście minut. Jak wspominał Sławek, podobno w wagonie miał być przewożony nawet milion rubli, ale jak mu wyjaśnił Mirecki, na sprawdzenie wszystkich paczek i worków trzeba było około godziny, a to zagrażałoby bezpieczeństwu bojowców. 

Po akcji Mirecki zebrał bojowców i nakazał odśpiewanie jednej strofki „Warszawianki 1905”. Historyk Adam Próchnik pisał: „I na skrwawionym peronie rozbrzmiały z młodych piersi robotników łódzkich dźwięki pieśni rewolucyjnej”. Bojowcy wycofali się ze stacji z rozwiniętym czerwonym sztandarem. 

Jan Kwapiński pisał o bojowcach, którzy wzięli udział w akcji w Rogowie: „Był to pierwszy duży oddział wojska rewolucyjnego polskiej podziemnej armii rzucony na walkę z caratem”.  

Gdy w tym samym 1906 roku nastąpił rozłam w PPS, Mirecki opowiedział się za Piłsudskim i jego grupą (nazywani byli „starymi”) oraz został członkiem Wydziału Bojowego PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Zorganizował 7 lipca 1907 roku nieudany atak pod Łapami na pociąg wiozący żołnierzy pułku wołyńskiego, wsławionego brutalnością podczas rozpędzania demonstracji w Warszawie. Bomba podłożona na torach nie wybuchła. Lokomotywa miała przyczepiony pług do odgarniania śniegu – choć było to lato – który zerwał przewody elektryczne prowadzące do ładunku wybuchowego. Bojowcy ostrzelali wagony, raniąc jednego żołnierza. 

Trzykrotnie sądzony 

Montwiłł-Mirecki został aresztowany w listopadzie 1907 roku na warszawskiej ulicy na skutek zdrady Mieczysława Charewicza (Harewicza), instruktora bojówki PPS – agenta policyjnego. W zamian za darowanie mu życia – był skazany na karę śmierci – Charewicz został donosicielem. 

Aresztowano również żonę Mireckiego, będącą w ciąży. Podczas śledztwa Montwiłł-Mirecki nie ujawnił swojego nazwiska, mówiąc: „Na wszelkie pytania dotyczące mojej osoby nie życzę sobie odpowiadać”. Zdrajca Edmund Tarantowicz zeznał, że Mirecki był ważną postacią w Organizacji Bojowej i cieszył się wielkim autorytetem. Inny zdrajca, bojowiec Michał Wolegmut, ujawnił, że Mirecki był głównym organizatorem akcji pod Łapami. 

 Montwiłła-Mireckiego sądzono trzykrotnie. Za opór władzy przy aresztowaniu na Mokotowskiej dostał 15 lat katorgi. Za działalność w Wydziale Bojowym i dążenie do obalenia ustroju – kolejne 15 lat. Za akcję pod Łapami wymierzono mu w październiku 1908 roku karę śmierci. Mireckiego bronił adwokat Stanisław Patek. Po ogłoszeniu wyroku Mirecki powiedział mu: „Ja nie mogę się dziwić, że mnie powieszą, bo w identycznym położeniu ja bym ich wszystkich powywieszał. To prawo walczących”. 

Odmowa Skałona 

Patek usiłował ratować życie Mireckiemu, prosząc o uchylenie kary śmierci Gieorgija Skałona, generała-gubernatora warszawskiego, jednak rosyjski wielkorządca odpowiedział mu: „Nie, nie mogę. To zbyt sławny pułk – co by na to powiedział Petersburg?”. O darowanie życia Mireckiemu zabiegał w stolicy Rosji Czesław Świrski, bojowiec PPS, posiadający w Petersburgu koneksje, między innymi z racji swojego tytułu książęcego. Przestawiał Mireckiego jako swego ukochanego korepetytora. „Dostał nawet listy do warszawskiego generał-gubernatora, niestety nie od najbardziej ważnych osób” – pisał Wiktor Sukiennicki w szkicu o Świrskim.  

Józef Piłsudski przeznaczył 10 tysięcy rubli na łapówkę w zamian za umożliwienie Mireckiemu ucieczki z Cytadeli. Wręczenia pieniędzy intendentowi X Pawilonu – Aleksiejowi Siedielnikowi, szlachetnemu człowiekowi, współczującemu więźniom (także osadzonemu osiem lat wcześniej Piłsudskiemu) podjęła się Maria Paszkowska, kierowniczka „dromaderek” przewożących „bibułę”. Nic się jednak nie dało zrobić. Sprawa Mireckiego była zbyt poważna. 

Więziony w Cytadeli Warszawskiej Mirecki dowiedział się o narodzinach córki. Według relacji żony, mąż  prosił ją, by przechowała dla córki fragment kości, który usunięto mu ze szczęki podczas operacji. Podobno jeden z pilnujących Mireckiego żołnierzy proponował, że da mu swój mundur, by umożliwić ucieczkę, a sam założy ubranie więźnia. Kiedy jednak Montwiłł zapytał, co mu za to groziłoby i usłyszał „to, co wam”, odrzekł: „Dziękuję, ale tej ofiary nie przyjmę”. 

 Montwiłł- Mirecki powiedział swoim współtowarzyszom: „Śmierć moja położy wreszcie kres oszczerczym plotkom, że naczelnicy umieją tylko posyłać na śmierć, a sami w ogień nie idą”. Z tych samych powodów decyzję o udziale w akcji bojowej podjął Józef Piłsudski, obejmując kierownictwo akcji pod Bezdanami. Mirecki oświadczył adwokatowi Patkowi, że gdyby miał żyć jeszcze raz, postąpiłby tak samo, jak postępował, niezależnie od grożącej kary śmierci. Patek był przygnębiony, że mimo jego obrony i zabiegów u Skałona, nie udało mu się uratować życia Mireckiemu. Adwokata pocieszała żona skazańca, mówiąc, że ze spokojem przyjmuje on perspektywę śmierci. I choć życie jego jest dla niej drogie, to jeszcze droższe są spokój i siła, z jaką będzie umierał za ideę. 

Feliks Dzierżyński, który siedział w celi z Mireckim, w swoim pamiętniku zapisał; „7-go pożegnał się z nami przez okno, gdy byliśmy na spacerze. Powieszono go o 1-ej w nocy. Kat Jegorka, jak zwykle, dostał 50 rubli”. 

Józef Mirecki został stracony 9 października 1908 roku. W liście do towarzyszy pisał: „W ostatniej chwili nie będę wznosił żadnego okrzyku, gdyż wrzasku nie lubię, gdybym jednak wzniósł jakikolwiek okrzyk, to żaden inny niż tylko »Niech żyje Polska Niepodległa!«”. Według jednej z relacji egzekucja miała charakter drastyczny. Zamiast gwałtownie usunąć stołek spod nóg skazańca, co spowodowałoby złamanie kręgów szyjnych i szybką śmierć, kaci usuwali go powoli, przytrzymując Mirskiego za nogi, dusił się więc, jęcząc i bardzo cierpiąc. 

W listopadzie 1928 roku w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej odsłonięto tablice pamiątkowe w celach, w których przebywali Romuald Traugutt, Józef Piłsudski i straceni bojowcy: Józef Mirecki oraz Stefan Okrzeja. W tamtym roku rozpoczęto też w Łodzi budowę modernistycznego osiedla, któremu nadano imię Montwiłła-Mireckiego. 

Los zdrajców 

Edmund Tarantowicz, który pogrążył Mireckiego w śledztwie, został zabity przez bojówkę PPS. Natomiast Mieczysław Charewicz (Harewicz) i Michał Wolgemut doczekali niepodległej Polski. Nie ponieśli żadnych konsekwencji za to, że odpowiadali za śmierć Montwiłła-Mireckiego. W 1936 roku Adam Próchnik, działacz i historyk PPS, pisał o tym z oburzeniem. Stwierdzał, że w kodeksie karnym nie ma takich przepisów, według których można by ich skazać, nie można ich też pozbawić świadczeń ze strony państwa. Jednakże pytał: „Czy bezkarność największej ze zbrodni, zdrady wobec sprawy wolności kraju, będzie dobrą nauką dla przyszłych pokoleń, które mogą się znaleźć w przyszłości wobec tragicznych sytuacji i zdradliwych pokus słabości, tchórzostwa i chciwości?” Próchnik postulował stworzenie komisji, która zbierałaby materiały dotyczące prowokacji, szpiegostwa politycznego i działalności szkodliwej dla sprawy walki o niepodległość, która publikowałaby wyniki swych prac. Postulował wydanie przepisów prawnych wprowadzających odpowiedzialność karną za zbrodnie popełnione przed odzyskaniem niepodległości przeciw sprawie wyzwolenia.  

Charewicz pracował w dyrekcji kolei w Warszawie. W listopadzie 1936 roku został zastrzelony przez ludzi, którzy zabrali go z jego mieszkania na ulicę Montwiłła-Mireckiego w Żyrardowie i tam go zastrzelili. Nie mógł być to przypadek, lecz zemsta po latach. 

 

Autor: Tomasz Stańczyk 

 

Bibliografia: 

  1. Daniłowski, Na stokach Cytadeli, Warszawa 1916
  2. Dzierżyński, Pamiętnik więźnia, Warszawa 1951
  3. Kwapiński, Organizacja bojowa, katorga, rewolucja rosyjska. Z moich wspomnień 1904-1919, Londyn 1943
  4. Pobóg-Malinowski, Józef Montwiłł-Mirecki. Szkic biograficzny w dwudziestą piątą rocznicę stracenia, „Niepodległość” 1934, nr 2 
  5. Próchnik, Idee i ludzie. Z dziejów ruchu rewolucyjnego w Polsce, Warszawa 1946
  6. Próchnik, Trzeba wyświetlić ciemne karty przeszłości, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego” nr 2(6), 1936 r.; przypisy C. Miżejewskiego do tekstu artykułu.
  7. Patek, Ze wspomnień obrońcy, Warszawa 1937
  8. Sławek, Wspomnienia zebrane, Warszawa 2022
  9. Sukiennicki, Mademoiselle Piłsudskiego, „Zeszyty Historyczne” 1963, nr 3
  10. Tejot, Montwiłł, Warszawa 1929 
  11. Wróblewska, Ucieczka Mireckiego ze szpitala, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego” 1938, nr

Fotografia: Akcja bojowców PPS w Rogowie. Commons Wikimedia.