Latem 1924 roku Józef Piłsudski przyjechał z Druskienik, gdzie wypoczywał, do niedalekiego Grodna. Zatrzymał się w domu podpułkownika Jana „Jura” Gorzechowskiego, podkomendnego z Legionów. Gorzechowski był legendą walki o niepodległość. W 1906 roku dowodził brawurową akcją bojowców PPS, która doprowadziła do uwolnienia dziesięciu więźniów politycznych z Pawiaka, zagrożonych karą śmierci. Żoną Gorzechowskiego była Zofia Nałkowska, znana już wówczas pisarka. Tamtego lata, pierwszy raz rozmawiała z Marszałkiem.
„Z podziwem i przyjemnością patrzyłam na tego człowieka, nie doznając żadnego zawodu. Jest tak obdarzony przez naturę we wszelki urok człowieczy – talent, zapał, żywość i wdzięk” – notowała na gorąco pisarka w swoim dzienniku.
Zauważała jednocześnie, że Piłsudski jest człowiekiem monologu, a rozmówca wydaje mu się obojętny. Nałkowska była pod wrażeniem skali tematów, jakie Marszałek poruszał, a rozmowa z nim sprawiała jej ogromną przyjemność. „Moment, kiedy mówił o Słowackim i zwłaszcza o Wyspiańskim, był najwyższego intelektualnego gatunku, był tą czystą, doskonałą rozkoszą porozumienia, którą nade wszystko cenię”.
Na pół roku przed przewrotem majowym Nałkowska zauważała w Piłsudskim – jak pisała – ogromny zapas niezużytkowanej siły woli, potęgi niedokonanego jeszcze czynu. Podziwiała Marszałka, jednak nie jako polityka, lecz w kategoriach psychologicznych.
Nie była wobec niego bezkrytyczna. Zauważała, że często nie ma racji, jego wady są wielkie, ale dodawała, że tak, jak wszystko w nim. Konkludowała: „Bo jednak najważniejsza jest wielkość, ogromny kontur tej postaci, siła i ciężar”.
Nałkowska lubiła silnych mężczyzn, takich jak Piłsudski i Gorzechowski. Ale mąż tyranizował pisarkę. Rozstała się z nim po kilku latach małżeństwa.
Autor: Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu: Zofia Nałkowska (NAC), Józef Piłsudski (Muzeum Narodowe w Kielcach)