Łódź, ulica Wschodnia 19, 22 lutego 1900 r. Józef Piłsudski skończył pisać artykuł do „Robotnika” późno w nocy. Było już może wpół do trzeciej. Ledwo zasnął, został obudzony. Przy łóżku stali żandarm i rewirowy. Tak zakończyło się kilkuletnie tropienie przez carską policję drukarni „Robotnika”, pisma Polskiej Partii Socjalistycznej.
Do tego feralnego dnia ukazało się 35 numerów „Robotnika”. Trzydziesty szósty pozostał niedokończony. Miał się ukazać 25 lutego. Zabrakło trzech dni… Maszynę, a raczej maszynkę drukarską kupił w 1894 r. Stanisław Wojciechowski (przyszły prezydent RP). Sprowadzono ją z zagranicy, w największej konspiracji. Historyk Władysław Pobóg-Malinowski pisał w biografii Józefa Piłsudskiego, że poza Wojciechowskim spośród krajowych członków PPS wtajemniczeni w sprawę byli tylko Piłsudski i Aleksander Sulkiewicz. „Sulkiewicz przesyłkę przejął i swoimi drogami przemycił ją do zaboru rosyjskiego prawdopodobnie aż do Wilna. Powitano ją z westchnieniem ulgi – nareszcie!” – relacjonował Pobóg. Pierwszy numer „Robotnika” ukazał się z datą 13 lipca 1894 r. Zawierał wiele informacji o pierwszomajowych pochodach.
Kłopoty z niemłodą kucharką
Jako miejsce wydania podano Warszawę. Ale tajna drukarnia „Robotnika” znajdowała się w rzeczywistości w Lipniszkach, w powiecie oszmiańskim, w aptece Parniewskiego. Był farmaceutą, członkiem PPS, któremu partia poleciła założyć aptekę, by mogła być przykrywką dla drukarni. Redagowaniem gazety zajmował się Piłsudski, składem – Wojciechowski. Obaj odbijali kolejne strony „Robotnika” na maszynie drukarskiej. Pomagał im także Głowacki, były członek partii Proletariat. „Ten nieopatrznie wszedł w bliższe stosunki z niemłodą nawet kucharką aptekarza
i gdy nie chciał się z nią ożenić, zagroziła donosem. Trzeba było w pośpiechu przenieść się do innego miejsca” – pisał Zygmunt Zygmuntowicz w artykule „Józef Piłsudski przy kaszcie drukarskiej”.
Drukarnię umieszczono w Wilnie, gdzie znajdowała się do 1899 r. „Fakt istnienia w kraju drukarni tajnej i wcale niemała jej wydajność wywoływały wrażenia biegunowo różne; członkowie organizacji partyjnej witali każdy numer ze zrozumiałym entuzjazmem, ale i obawą o jutro pisma; w społeczeństwie, nawet w sferach niechętnych nowemu prądowi, mówiono z uznaniem dla »tak śmiałego przedsięwzięcia«; inaczej rzecz jasna reagowali żandarmi – tajna drukarnia spędzała im sen z powiek” – kontynuował Pobóg. Ta bezsenność i zarazem bezradność carskich służb trwała pięć lat. W 1899 r. Stanisław Wojciechowski, przemęczony pracą i chory, wyjechał za granicę. Nowym pomocnikiem Piłsudskiego został Kazimierz Rożnowski, który nauczył się fachu zecera
w partyjnej drukarni w Londynie. Jednak w Wilnie nie pracowali długo. Piłsudski bał się odkrycia tajnej drukarni, ponieważ nie były zachowywane zasady konspiracji przez ludzi, którzy mieli kontakt z drukarnią i samym „Robotnikiem”. Ponadto jeden z aresztowanych działaczy zaczął ujawniać nazwiska i adresy członków partii.
Łódź z „Ziemi Obiecanej”
Piłsudski postanowił przenieść drukarnię „Robotnika” do Łodzi, wielkiego ośrodka przemysłu bawełnianego i wełnianego, zatrudniającego tysiące robotników w fabrykach Scheiblera, Gorhmana, Poznańskiego, Kunitzera, Kona i innych przedsiębiorców. Łódź była zarazem – paradoksalnie – „jednym z najbardziej cichych i spokojnych ośrodków życia i ruchu robotniczego. Znajdował się on w zastoju. Dawno już przebrzmiały echa buntu łódzkiego w 1892 r. – sześciodniowego strajku i demonstracji, które skończyły się śmiercią sześciu robotników”. Łódź, do której przyjeżdżał Piłsudski była Łodzią „Ziemi Obiecanej”, arcydzieła Władysława Reymonta. Książka ukazała się w tym samym czasie, w którym Piłsudski przeprowadzał się do „polskiego Manchesteru”.
Reymont pisał: „Tysiące robotników, niby ciche, czarne roje, wypełzło nagle z bocznych uliczek, które wyglądały jak kanały pełne błota, z tych domów, co stały na krańcach miasta niby wielkie śmietniska – napełniło Piotrkowską szmerem kroków, brzękiem blaszanek błyszczących w świetle latarń, stukiem suchym drewnianych podeszw trepów i gwarem jakimś sennym oraz chlupotem błota pod nogami. Zalewali całą ulicę, szli ze wszystkich stron, zapełniali trotuary, człapali się środkiem ulicy, pełnej czarnych kałuż wody i błota. Jedni ustawiali się bezładnymi kupami przed bramami fabryk, drudzy, uszeregowani w długiego węża, znikali w bramach, jakby połykani z wolna przez buchające światłem wnętrza. W ciemnych głębiach zaczęły buchać światła. Czarne, milczące czworoboki fabryk błyskały nagle setkami płomiennych okien i niby ognistymi ślepiami świeciły. Elektryczne słońca nagle zawisały w cieniach i skrzyły się w próżni. Białe dymy zaczęły bić z kominów i rozwłóczyć się pomiędzy tym potężnym kamiennym lasem, co tysiącami kolumn zdawał się podpierać i jakby chwiał się w drganiach światła elektrycznego”.
Drukarnia przy ul. Wschodniej
Piłsudski nie tylko zmienił miejsce dla tajnej drukarni, ale także swój stan cywilny. Latem 1899 r. wziął ślub z dwa lata od siebie starszą, rozwiedzioną Marią Juszkiewiczową. Wcześniej, w Petersburgu, gdzie mieszkała ze swoim mężem, stała się – jak pisał Pobóg-Malinowski, gwiazdą salonów, dzięki swojej urodzie, wykształceniu, kulturze towarzyskiej i żywości umysłu.
Małżonkowie Piłsudscy – ale dla władz Dąbrowscy – sprowadzili się do Łodzi w ostatnich dniach października 1899 r. Wynajęli czteropokojowe mieszkanie przy ul. Wschodniej 19, na pierwszym piętrze. Piłsudski nie obawiał się, że odgłosy pracy drukarni zaniepokoją mieszkańców parteru, gdyż na parterze był skład bawełny i pończoch.
W „Bibule” Piłsudski tak opisał pomieszczenie, w którym umieszczono drukarnię: „Wprost z korytarza były drzwi do kuchni i z kuchni wreszcie na tylne schody. Za salonikiem był pokój duży, w którym postanowiliśmy umieścić drukarnię,a który był zarazem dla ludzi postronnych gabinetem moim dla pracy. Umeblowanie gabinetu-drukarni składało się z biurka redakcyjnego, w którego szufladach złożone były rękopisy i różne wydawnictwa, potrzebne do redakcji; z otomany, w którą chowaliśmy papier; kosza, do którego szły różne odpadki produkcji, stopniowo potem spalane w piecach mieszkania; szafki składanej, w której się mieściła w górnej części maszynka drukarska, a w dolnych jej szufladkach kaszt (…) Poza tym w szafce stała maszynka drukarska angielskiego systemu „Model-Press”. Maszynka niewielka, ważąca coś około 7 pudów [ok. 114 kg – przyp. red.], z ramą małą, mieszczącą zaledwie jedną stronicę „Robotnika.”
Praca była bardzo czasochłonna, gdyż na maszynce drukarskiej można było odbijać od razu tylko jedną stronę pisma. Dwunastostronicowy numer pisma wymagał 15-16 dni pracy po 9-11 godzin dziennie. „Gdy trzeba było bić 1.800 egzemplarzy, a krzyż, bok lub ręka porządnie dolegały od ciągłego pochylania się i naciskania rączki – każdy z nas, komu przypadało w udziale przy niej popracować, marzył o zastosowaniu pary lub elektryczności i w naszej drukarni” – pisał w 1900 r. w „Robotniku” anonimowy autor. Był nim zapewne Stanisław Wojciechowski, gdyż to on drukował wcześniej „Robotnika” wraz z Piłsudskim. Zapadła decyzja o kupieniu nowej, bardziej wydajnej maszyny drukarskiej. Numer 36 „Robotnika” miał być przedostatnim odbijanym na dotychczasowej maszynie. „Żal nam tej staruszki. Ze złamanym palcem sznurkiem przewiązanym, z naddartymi osiami i obluzowanymi śrubami (blisko dwa miliony uderzeń wykonano na niej) nie przedstawiała już dla nas wielkiej wartości, ale była drogą tymi wspomnieniami, które się koło niej skupiły, tymi troskami i niepokojami, które przeżyliśmy przy niej” – kontynuował anonimowy autor. Piłsudski wraz ze swoim pomocnikiem Kazimierzem Rożnowskim odbili na maszynce drukarskiej numer 34. „Robotnika” z datą 3 grudnia 1899 i nr 35. z datą 31 grudnia 1899. W lutym 1900 r. złożyli jedenaście stron numeru 36. Pracy nad nim nie dokończyli.
Wpadka drukarni nastąpiła z powodu braku czujności Aleksandra Malinowskiego, członka Centralnego Komitetu Robotniczego. Piłsudski polecił kupić mu większą ilość papieru do drukarni. Po sfinalizowaniu zakupu Malinowski nie zauważywszy kręcącego się agenta policyjnego, pomaszerował na Wschodnią. Aresztowano go o północy, a około 3.00 policja wkroczyła do domu przy Wschodniej 19. Współpracownikowi Piłsudskiego, Kazimierzowi Rożnowskiemu, udało się uniknąć aresztowania. Wyjechał do Wilna, lecz tam został ujęty. Władysław Pobóg-Malinowski pisał: „Wykrycie drukarni i aresztowanie Piłsudskiego było dla partii ciosem bolesnym i – jak dotąd – najdotkliwszym. Z czoła szeregów walczących odchodziła postać skupiająca w swoim ręku wszystkie nici organizacji i decydująca od sześciu lat o formach i drogach działania; w gruzach ponadto leżała forteca, która tak długo urągając bezsilnej potędze najeźdźcy świadczyła o sile i sprawności organizacji.” Pobóg nazwał wpadkę drukarni łódzką katastrofą.
Przesłuchujący Józefa Piłsudskiego oficer żandarmerii stwierdził, że niełatwo będzie zorganizować od nowa tajną drukarnię „Robotnika”. Na co Piłsudski odpowiedział z uśmiechem: „Ależ, panie rotmistrzu! Jestem przekonany, że w tej może chwili już się drukuje następny numer »Robotnika«. Niech mi pan wierzy, że dla P.P.S. nie stanowi to nic tak bardzo trudnego”. I rzeczywiście, wkrótce ukazał się 36. numer pisma. Wydrukowano go w Londynie w kwietniu 1900 r. (lecz jako miejsce wydania podano Warszawę, by skonsternować i zmylić carską policję), a nakład przemycono do kraju. Na pierwszej stronie Centralny Komitet Robotniczy poinformował o wykryciu drukarni „Robotnika” w Łodzi (nie podając, że aresztowano Piłsudskiego), i zapewniał: „Przypadkowy triumf żandarmów organizacji naszej złamać nie mógł. Po dwumiesięcznej przerwie oddajemy dziś w ręce czytelników nr 36. »Robotnika« z treścią zmienioną odpowiednio do potrzeb bieżącej chwili. Gdyby jednak i ta drukarnia wpadła w ręce żandarmów, to i tak nas nie zgnębi i »Robotnik« będzie wychodził nadal tak długo tajnie, aż zaświta na ziemi naszej słońce wolności, które pozwoli nam mówić i działać jawnie”.
Pluń pan w oczy Gutenbergowi
Piłsudski tak pisał w „Bibule” o uczuciach towarzyszących kończeniu pracy nad numerem „Robotnika”: „Za kilka godzin świeży pocisk rewolucyjny wyruszy w świat, by poruszyć żywiej serca tysięcy wiernych towarzyszów pracy, budzić śpiących, pokrzepiać strudzonych, złożyć raz jeszcze świadectwo niespożytej energii ruchu, urągającego w żywe oczy piekielnej potędze cara i sług jego.” Podpułkownik Gnoiński, który aresztował Piłsudskiego, zwrócił się do niego z ironią: „Wot wam i Gutienberg. Da, kak widitie, ot niewo wsio zło!”. Gnoiński nawiązał do słynnej anegdoty o Orłowie, szefie żandarmów za czasów Mikołaja I, którą też przytoczył autor „Bibuły”: „Odprowadzając razu pewnego swego znajomego, odjeżdżającego za granicę, prosił go o załatwienie tam małego interesu. Gdy będziesz pan w Norymberdze – mówił mu – zajdź pan pod pomnik Gutenberga, wynalazcy druku, i pluń mu pan ode mnie w oczy. Od niego całe zło na świecie pochodzi!” Po kilku miesiącach pobytu w łódzkim więzieniu Piłsudski został przewieziony do Cytadeli Warszawskiej. Jego żonę, Marię Piłsudską, również aresztowaną, po krótkim czasie zwolniono.
22 października 1920 r. przedstawiciele władz Łodzi wręczyli Józefowi Piłsudskiemu w Belwederze dyplom honorowego obywatelstwa miasta. Widniały na nim maszyna i kaszta drukarska. Tamtego roku na ścianie kamienicy przy ul. Wschodniej 19 umieszczono tablicę upamiętniającą pobyt Piłsudskiego, jego pracę i aresztowanie. 11 listopada 1938 r. w wykupionym
przez miasto dawnym mieszkaniu Piłsudskich otwarto Muzeum Pamiątek po Pierwszym Marszałku Polski w którym zgodnie z uchwałą rady miejskiej zrekonstruowano „ognisko polskiej irredenty – tajną drukarnię.”
Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu głównym: Warsztat drukarski w mieszkaniu przy ul. Wschodniej, ze zbiorów Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku
Pierwotnie artykuł ukazał się w wydawnictwie „Świat Wokół Marszałka”.