Błysk, huk, ból, a potem ciemność. Walery Sławek, jeden z kierowników Organizacji Bojowej PPS, został ciężko ranny w czerwcu 1906 roku podczas uzbrajania bomby, która miała zostać użyta podczas akcji w Milanówku na wagon pocztowy, przewożący pieniądze.
Sławek został aresztowany, ale nie udowodniono mu udziału w próbie zamachu, ani przynależności do nielegalnej partii. Wyjechał do Krakowa, gdzie serdecznie go przyjął Józef Piłsudski i zaprosił na Wigilię. Dochodził jakiś czas do siebie po nieszczęśliwym wypadku. Był okaleczony: stracił kilka palców, oko, nie słyszał na jedno ucho. Jego twarz była poorana bliznami, więc zapuścił brodę.
Ten przystojny mężczyzna, cieszący się powodzeniem u kobiet, przeżywał trudne chwile. Był w nie najlepszej formie psychicznej. Być może większym dla niego ciosem psychicznym, niż okaleczenie była niespodziewana śmierć Wandy Juszkiewiczównej, pasierbicy Piłsudskiego, która nagle zmarła, z powodu zapalenia wyrostka robaczkowego w połowie 1908 roku. Podobno bowiem była jego narzeczoną.
Konspirator w kawiarni
W Krakowie Sławek zajmował się między innymi kontaktami z członkami PPS z Królestwa Polskiego, a emigrantom politycznym znad Wisły pomagał urządzić się i zadomowić w Galicji. Bogusław Miedziński wspominał, że przybył do Krakowa na studia, ale też z planem nawiązania kontaktu z działaczami socjalistycznymi. Był już członkiem PPS. Jednak jego krakowscy znajomi wiedzieli tylko o jednym takim człowieku – Walerym Sławku. Poradzili Miedzińskiemu, że bardzo często można go zastać w kawiarni J. Bisanza. Tam też, na ulicę Dunajewskiego się udał. Miedziński wspomniał:
„Stolik jego był bowiem jakby biurem i gdy jedni odchodzili, czekali już inni, którzy przychodzili na ich miejsce”. W przerwie między tymi interesantami Miedziński podszedł do Sławka. Wytrawny konspirator przyjął przybysza z Królestwa z rezerwą, wręcz chłodno i skierował go do redakcji gazety »Naprzód«, pisma Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej.
„Jezus, Maria, pomyślałem sobie – relacjonował Miedziński pierwsze spotkanie ze Sławkiem – ten człowiek mnie bierze za szpicla i poczułem, że policzki mnie palą i że musiałem się zrobić czerwony jak rak. Zerwałem się z miejsca by odejść, ale Sławkowi najwidoczniej żal się mnie zrobiło, bo zaproponował mi, żebym mu podał swoje nazwisko i adres, jeżeli mam zamiar pozostać w Krakowie”.
Sławek wypytując o kontakty Miedzińskiego z socjalistami, pozbył się nieufności do niego i wciągnął go do pracy niepodległościowej. „Przed rozstaniem się byłem już o tyle ośmielony, że wyraziłem lekką pretensję do Sławka, że mnie tak źle potraktował na początku rozmowy. »Samiście sobie winni«, odpowiedział Sławek. »Powinniście przecież rozumieć, jak bardzo musimy być i tutaj ostrożni; Ochrana ze skóry wyłazi, żeby się wkręcić do naszej tutejszej roboty, czasami nawet z powodzeniem«”.
Stały punkt krakowski
Miedziński wspominał: „Każdy z członków ZWC, wyjeżdżający do zaboru rosyjskiego, lub powracający stamtąd, wstępował po drodze do Sławka w Krakowie, otrzymując od niego informacje i wskazówki potrzebne do działania w zaborze rosyjskim, lub składając mu sprawozdanie po powrocie. Komendant był bowiem wówczas już tak zajęty nie tylko sprawami strzeleckimi i politycznymi, ale i pracowitym przemyśliwaniem przyszłości, że – jak wszyscy rozumieliśmy – nie można było mu zajmować czasu pomniejszymi bieżącymi sprawami Były to już zresztą czasy, kiedy każdy z nas – oprócz kilku zaledwie z najbliższych – czuł się onieśmielony wobec Komendanta.”
Spotkanie ze Sławkiem u Bisanza stało się początkiem kariery Miedzińskiego w szeregach piłsudczyków. Był utalentowanym publicystą, autorem głośnych wywiadów z Piłsudskim w końcu lat 20., a uwieńczył karierę stanowiskiem marszałka Senatu.
Kawiarna Bisanza była miejscem spotkań działaczy niepodległościowych i socjalistycznych. Przy jednym stoliku zasiadali Józef Piłsudski i jego najbliżsi współpracownicy: Walery Sławek, Witold Jodko-Narkiewicz oraz galicyjscy socjaliści, błyskotliwy trybun ludowy Ignacy Daszyński, redaktor „Naprzodu” Emil Haecker i adwokat Zygmunt Marek. Niektórym, jak Piłsudskiemu, towarzyszyły żony. Rozmawiano, a jakże, o polityce. Dla poufnych narad służyły osobne pokoje w kawiarni.
Tomasz Stańczyk
[Na zdjęciu: Budynek, w którym mieściła się kawiarnia Bisanza współcześnie, oraz druk reklamowy kawiarni.]