19 maja 1905 roku. Weranda cukierni przy ulicy Miodowej w Warszawie. Huk, błysk, dym, a za chwilę wijące się na ziemi i nieruchome, poszarpane ciała. Dwudziestopięcioletni Tadeusz Dzierzbicki, bojowiec PPS oczekiwał na przejazd ulicą Miodową generał-gubernatora warszawskiego Konstantina Maksymowicza.
Bojowiec miał rzucić bombę na powóz wiozący carskiego dostojnika z zamku do cerkwi, dawnego kościoła katolickiego, przy ulicy Długiej. Nie doszło do tego, gdyż w szeregach bojówki znaleźli się zdrajcy: Dawid Ajzenlist i Moszek Szwarc, pracujący dla Ochrany. Dwaj jej agenci usiłowali aresztować Dzierzbickiego w cukierni. Podczas szamotaniny z nimi Dzierzbicki spowodował eksplozję bomby. Cała trójka została śmiertelnie poraniona, poszkodowani byli także ludzie w cukierni. Śmierć bojowca nie poszła jednak na marne. Generał Maksymowicz dowiedziawszy się o eksplozji bomby przeznaczonej dla niego, wystraszył się śmiertelnie. Mógł spodziewać się, że Organizacja Bojowa PPS podejmie następną próbę zabicia go. Wolał nie czekać i nie ryzykować. Uciekł więc z Warszawy do twierdzy w Zegrzu. Petersburg nie mógł tolerować tchórzliwej postawy generała. Po kilku miesiącach został odwołany.
Bomby rewolucjonistów
Inżynier Tadeusz Dzierzbicki wywodził się z patriotycznej rodziny. Jego dziadek był powstańcem styczniowym, zesłańcem, który zmarł na Syberii. Dzierzbicki studiował w Paryżu, ale po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej, która stała się impulsem do rewolucji w Rosji, w tym w Królestwie Polskim, oddał się do dyspozycji PPS. Był członkiem jej zagranicznego oddziału. Partia zaznaczyła już swój protest na ulicach Warszawy przeciw poborowi Polaków na wojnę rosyjsko-japońską, która nie była ich wojną. Na placu Grzybowskim w Warszawie, w listopadzie 1904 roku padły ze strony bojowców strzały do carskich żołnierzy i policjantów, który usiłowali stłumić demonstrację pod czerwonym sztandarem. A potem był zamach Stefana Okrzei na komisariat policji na Pradze.
Dzierzbicki pracował w laboratorium, w którym wykonywano bomby. Materiał wybuchowy przysyłali górnicy z Zagłębia Dąbrowskiego, członkowie PPS.
Inżynier postanowił jednak nie tylko uzbrajać bomby. Chciał zostać bojowcem. Popchnęła go do tego także, jeśli nie przede wszystkim, najpewniej chęć zemsty. Na ulicach Warszawy zginął jego brat Tadeusz, student, zastrzelony przez carskich policjantów, prawdopodobnie przyglądający się rozpraszaniu demonstracji.
Bohaterowie i zdrajcy
Plan zamachu przewidywał, że Dzierzbicki rzuci bombę, a następnie przebiegnie przez lokal cukierni na zaplecze, a stamtąd w kierunku Starego Miasta. Ucieczkę mieli osłaniać czterej bojowcy. Ale dwóch z nich, Ajzenlist i Szwarc było zdrajcami. Ten pierwszy przekazał Ochranie rysopis zamachowcy.
Dwa lata później „Czerwony Sztandar”, pismo SDKPiL, opublikowało listę agentów warszawskiej Ochrany. Znalazły się na niej nazwiska Ajzenlista i Szwarca. Ten drugi wydał Józefa Kwiatka, organizatora demonstracji na placu Grzybowskim oraz Stefana Okrzeję.
W 1930 roku Tadeusz Dzierzbicki został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Niepodległości z Mieczami, obok wielu bojowców PPS, a wśród nich Borucha Szulmana, który pięć dni przed eksplozją na Miodowej dokonał udanego zamachu na Konstantinowa, pomocnika komisarza policji, i zginął podczas ucieczki. Siedem lat później w miejscu śmierci Dzierzbickiego na Miodowej, odsłonięto tablicę pamiątkową upamiętniającą go.
Tomasz Stańczyk
Na zdjęciu: Ulica Miodowa 6 w Warszawie 19 maja 1905 r., tuż po wybuchu bomby rzuconej przez Tadeusza Dzierzbickiego bojowca PPS. Domena publiczna.