Na przełomie 1914 i 1915 r. Stanisław Witkiewicz pisał z Lovrany w zakamuflowany sposób do syna – Stanisława Ignacego, przebywającego w Piotrogrodzie: „Wuj Ziuk zawsze z tą samą niezmordowaną energią walczy z przeciwnościami życia, pracując ze swoimi dziećmi nad lepszym jutrem”. Rosyjska cenzura raczej nie domyśliła się, że mowa jest o Józefie Piłsudskim i legionistach.
Stanisław Ignacy Witkiewicz nie podzielał zachwytów ojca nad „dziećmi wuja Ziuka”. Do przyjaciela, Bronisława Malinowskiego pisał, że „garstka strzelców (…) jest rzeczą tragiczną i potworną”. Uważał walkę Polaków u boku Austriaków i Niemców za błąd. Postanowił wstąpić do wojska rosyjskiego. Ta decyzja nadawała też sens jego życiu. Stanisław Ignacy po samobójczej śmierci swojej narzeczonej wiosną 1914 r. był bliski odebrania sobie życia.
Po ukończeniu szkoły oficerskiej Witkiewicz znalazł się w elitarnym pawłowskim pułku lejbgwardii. Wziął udział w krwawych walkach nad Stochodem latem 1915 r. Krzysztof Dubiński w „Wojnie Witkacego” udowadnia, że – wbrew legendzie – Witkiewicz, nie został wówczas kontuzjowany po wybuchu pocisku wystrzelonego przez artylerię Legionów Polskich. Wprawdzie legioniści walczyli nad Stochodem, lecz kilkadziesiąt kilometrów dalej niż pułk Witkiewicza.
Stosunek Stanisława Ignacego Witkiewicza do Legionów i „wuja Ziuka” musiał się zasadniczo zmienić po kryzysie przysięgowym i wypowiedzeniu przez Piłsudskiego posłuszeństwa Austriakom i Niemcom. A jeszcze bardziej, gdy Piłsudski w 1920 r. jako Wódz Naczelny, obronił Polskę przed potwornościami bolszewizmu. Witkiewicz był ich świadkiem w ogarniętym rewolucyjną pożogą Piotrogrodzie.
„Piłsudski był dla Witkacego uosobieniem wielkości. Stojąc ponad politycznym zamętem, nie mógł uchodzić za »emanację tłumu«, za »manekina woli zbiorowej«. Przypominał raczej dawnych wielkich panów, którzy gięli rzeczywistość jak chcieli w desenie odpowiadające ich fantazji. Inaczej mówiąc, Piłsudski był dla Witkacego żywym dowodem słuszności jego poglądu na jednostkę w historii: był prawdziwą Jednostką przez wielkie J, zabłąkaną przypadkiem w epokę skazaną na przeciętność masy i mechanofikacji.” – pisał Jan Błoński, historyk literatury.
Portret Marszałka
Witkacy zabiegał o możliwość wykonania portretu Piłsudskiego, a Marszałek rozbawiony szczegółowym i surowym Regulaminem „Firmy portretowej S.I.Witkiewicz” zgodził się na pozowanie. Ale nie doszło do tego. Michał Choromański pisał w „Memuarach”, że Witkiewicz był umówiony na wykonanie portretu Piłsudskiego i został zaproszony do Belwederu. Przygotowaniem do pracy była obserwacja Marszałka podczas odbywającej się tam oficjalnej uroczystości. Ale po jej zakończeniu niespodziewanie okazało się, że Piłsudski nie ma czasu na pozowanie. Natomiast według Zofii Hempel, znajomej Witkacego, miał on zamówienie na zrobienie portretów żony Marszałka i jego córek (zachował się tylko portret Jadwigi Piłsudskiej wykonany w czerwcu 1931 r.). Witkiewicz liczył jednak, że w Belwederze będzie także Piłsudski, więc powstanie i jego podobizna. Ale Marszałka wówczas nie było.
Jakiego Piłsudskiego chciałby narysować Witkacy? Raczej nie w typie A („stosunkowo najbardziej tzw.»wylizany«, z pewnym zatraceniem charakteru na rzecz upiększenia”). Najciekawszy byłby Marszałek w typie E – „Dowolna interpretacja psychologiczna według intencji firmy”. Mógłby powstać, kto wie, czy nie najciekawszy portret Józefa Piłsudskiego.
W czerwcu 1931 r. Stanisław Ignacy Witkiewicz pisał do matki, że chyba już nigdy nie zrobi portretu Marszałka. Pocieszał się: „I tak dobrze, że go z bliska widziałem.”
W archiwum Witkiewiczów znajdującym się w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem jest osobliwe zdjęcie Piłsudskiego przypisywane Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi. Osobliwe, bo na fotografii, przedstawiającej Piłsudskiego w mundurze legionowym, są domalowane dystynkcje marszałkowskie, order Virtuti Militari i wstęga orderowa oraz Krzyż Walecznych. Stefan Okołowicz, znakomity znawca fotografii i rysunków Witkacego, wątpi jednak w jego autorstwo. To nie styl Witkacego, zarówno jeśli chodzi o zdjęcie, jak i naniesione na nie insygnia.
Tomasz Stańczyk