W latach 20. i 30. XX w. producent batonów Milky Way firma Mars wypuszczał serie kolekcjonerskich kart z sławnymi postaciami. Muzeum w swych zbiorach posiada kolekcję „FAMOUS ESCAPES” (Sławne Ucieczki)… Na jednej z kart znalazł się Józef Piłsudski, który zasłynął spektakularną ucieczką ze szpitala dla obłąkanych w Petersburgu!
Na wariackich papierach
Po tzw. katastrofie łódzkiej Piłsudski osadzony został w Warszawskiej Cytadeli, gdzie podczas przesłuchań sprytnie mylił tropy. Była to gra na zwłokę, ale kierownictwo PPS-u zdawało sobie sprawę, że sytuacja ta nie będzie trwać długo. Ucieczka z pilnie strzeżonej Cytadeli nie wchodziła w grę. Dlatego z kierownictwem PPS ustalono, że Piłsudski ma symulować chorobę psychiczną. Wiadomości przekazywano oczywiście za pomocą grypsów. Postawiono na schorzenie dość specyficzne, mianowicie lęk przed… mundurem. Więzień reagował histerycznie na każdego przedstawiciela władzy, odmawiał przyjmowania jedzenia z rąk żandarmów, twierdząc, że jest zatrute. 🙂
W związku z zaistniałą sytuacją, poproszono lekarza, Iwana Szabasznikowa, dyrektora warszawskiego szpitala dla obłąkanych. Ten szybko się zorientował, że pacjent symuluje, jednak Piłsudski ujął go… opowieściami o Syberii, skąd lekarz pochodził. Diagnoza brzmiała: psychosis hallucinatoria acuta (ostra psychoza). Oznaczało to konieczność przeniesienia więźnia do szpitala psychiatrycznego. Członkowie PPS mieli nadzieję, że Piłsudski trafi do podwarszawskich Tworek, jednak władze więzienne zdecydowały, że zostanie przewieziony do szpitala Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu. Trafił tam w połowie grudnia 1900 r.
Petersburska „psychuszka”
Dyrektor placówki, doktor Czeczot, także szybko zorientował się, że Piłsudski symuluje, jednak nie poinformował o tym przedstawicieli władz więziennych. Tak słowa dyrektora wspomina dr Władysław Mazurkiewicz, który w ucieczce Piłsudskiego odegra ważną rolę:
„On [Piłsudski] jest naturalnie zupełnie zdrów i nawet przestał symulować, i póki jestem dyrektorem, sprawa wydania opinii ostatecznej będzie odwlekana, chociaż naturalnie, nie mogę ręczyć, że moi Go nie sprzątną pierwszego lepszego poranka. Ach, ci żandarmi kolega nie ma pojęcia co to za barbarzyńcy. Chciano mi przecież z powodu tych politycznych przydzielić do szpitala uzbrojonych strażników, oczywiście nie mogłem się zgodzić, zagroziłem dymisją, bo przecie rozumie kolega – nasi pacjenci i żandarmów , i nas, i siebie mogliby pozabijać”.
[Wł. Mazurkiewicz, Wyprowadzenie ze szpitala, w: Uwolnienie Piłsudskiego. Wspomnienia organizatorów ucieczki, Warszawa 1924, s. 41 – całość wspomnień znajdziecie na stronie Podkarpackiej Biblioteki Cyfrowej – tutaj]
Pobyt w placówce był przeżyciem traumatycznym – Piłsudski przebywał przecież przez kilka miesięcy z pacjentami naprawdę chorymi, był też narażony na nieprzewidywalne ataki z ich strony.
Ucieczka w szapoklaku
W końcu nadeszła chwila prawdy. Z pomocą świeżo upieczonego lekarza, Władysława Mazurkiewicza, który w nocy z 14 na 15 maja postanowił zbadać „szczególnie ciekawy przypadek” pana Piłsudskiego, towarzysz „Wiktor” opuścił szpital i dotarł do przygotowanej wcześniej kryjówki. Podczas tej „akcji” niebezpieczeństwo mieszało się z humorem, a wyobraźnia musiała pracować na najwyższych obrotach, co wiemy ze wspomnień uczestników:
„Długo naradzaliśmy się jakie mamy dać mu [Piłsudskiemu] nakrycie głowy i ostatecznie zdecydowaliśmy się na szapoklak, ze względu na małą ilość miejsca jaką zajmował w tece, lecz nie domyśleliśmy się, wziąć miary głowy Piłsudskiego.[…] Gdy Piłsudski włożył ten szapoklak, był on tak dalece za duży, że spadał mu na oczy.[…] Daliśmy mu zamiast nieszczęsnego szapoklaka czapkę urzędnika komory celnej”
Razem z Piłsudskim, oczywiście, musiał uciekać także sam Mazurkiewicz. Jeszcze tej samej nocy Piłsudski w przebraniu urzędnika komory celnej wyjechał do Tallina, a stamtąd do Żytkowic na Polesiu, gdzie dołączyła do niego żona. Po miesięcznym pobycie w Żytkowicach, potrzebnym także dla podreperowania zdrowia już na szczęście byłego więźnia, jako para „narzeczonych” Maria i Józef udali się do Lwowa. W przeprawie przez granicę zaborów rosyjskiego i austriackiego na rzece Tanew (gdzie do dziś stoi pamiątkowy obelisk postawiony w 1936 r.) pomógł im gajowy z okolicy. Dopiero w Galicji ścigani przez rosyjskie władze Piłsudscy mogli odetchnąć i przynajmniej przez chwilę poczuć się bezpiecznie.
Tak skończył się kolejny (po pięcioletniej zsyłce na Syberię), ale wcale nie ostatni pobyt przyszłego Marszałka Polski w więzieniu.
Autor: Marta Rogalska