Aresztowanie Józefa Piłsudskiego przez Niemców w lipcu 1917 roku było spowodowane jego zasadniczym zwrotem politycznym – zerwaniem z państwami centralnymi i wezwaniem, by legioniści nie składali przysięgi na braterstwo broni z ich armiami. Od tego właśnie lipcowego wydarzenia rozpoczyna się książka Mariusz Kolmasiaka „Więzień Magdeburski. Internowanie Józefa Piłsudskiego i dalsze losy Domku Magdeburskiego” (LTW). Jest to drugie, rozszerzone wydanie.
Autor pisze, że niewielki budynek w twierdzy magdeburskiej, służący jako areszt dla oficerów, był podczas I wojny światowej „obozem wojennym dla lepszych panów”, jak brzmi dosłowne tłumaczenie z niemieckiego. Piłsudski zajął miejsce po belgijskim generale i, jak stwierdzał, sam był traktowany jak generał. Warunki nie były może komfortowe, ale też i nie spartańskie. Do dyspozycji Komendanta postawiono trzy pokoje, mógł spacerować w ogrodzie przylegającym do budynku, a obiady przynoszono mu z restauracji „Magdeburger Hof”.
Teoria o źródle mądrości
Mariusz Kolmasiak cytuje wspomnienie Marszałka o Magdeburgu, w których wyznawał, że łatwo znosił samotność, więc czuł się całkiem nieźle. Z drugiej jednak strony odczuwał tęsknotę za wolnością i brakiem zakazów. Ale przede wszystkim „cisza więzienna i niezwykła, niemiecka monotonia dni była dostatecznym gruntem dla żrącej nieraz tęsknoty do barwnej i pełnej ruchu wstęgi życia wojennego”.
Piłsudski zachował natomiast dyskrecję co do tęsknoty za Aleksandrą Szczerbińską, która właśnie wtedy była w ciąży. Obdarzony ponadprzeciętną intuicją i chyba zdolnościami parapsychicznymi, pewnej nocy usłyszał kwilenie dziecka. Tamtej nocy, jak się później dowiedział, Aleksandra urodziła ich córkę. Żywo interesował się maleństwem. Autor cytuje listy Piłsudskiego do szczęśliwej matki, a w nich znajduje się komentarz do nabicia sobie guza przez Wandzię: „Większość ludzi jest bezbrzeżnie głupich, że prawdopodobnie 999/1000 dzieci rodzi się z zadatkami na głupotę, więc moim zdaniem wszelkie wstrząśnienia mózgowe w postaci guzów zwiększają zdaniem moim szansę na rozum. Taką jest moja teoria, z którą matki rzadko się zgadzają, ale ja i w stosunku do Wandzi pozwolę sobie zostać wierny swoim zasadom”.
Losy domku
Mariusz Kolmasiak pisze o mało znanych planach wykradzenia Komendanta z twierdzy magdeburskiej. Przygotowania do tej akcji przerwało uwolnienie go.
Piłsudski nie podpisał żadnego oświadczenia, do którego był skłaniany, w którym zadeklarowałby, że nie będzie godził w interesy Niemiec. Władzom Rzeszy musiała wystarczyć jego ustna wypowiedź, że obecne pokolenia Polaków nie będą prowadziły wojny o Poznańskie, ani o Pomorze, bo rodzące się państwo polskie nie będzie miało na to sił. Zaznaczył jednak, że jeśli Ententa podaruje te ziemie Polsce, to Polacy nie powiedzą „nie”.
Po śmierci Marszałka, a zarazem po polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy, zawartej z jego inspiracji – przyniosła odprężenie między III Rzeszą a Rzeczpospolitą – powstał pomysł sprowadzenia do kraju budynku w którym był więziony. Autor obala legendę, jakoby Domek Magdeburski był darem Adolfa Hitlera. Przekazały go bowiem Polskiemu Związkowi Obrońców Ojczyzny władze miejskie Magdeburga. Domek rozebrano w 1938 roku i postawiono na nowo niedaleko Belwederu. Wiosną 1939 roku można było zwiedzać zrekonstruowane pokoje, w których mieszkał Komendant. Planowano stworzenie ekspozycji przestawiającej sytuację Polski i Europy w czasie jego uwięzienia. Domek Magdeburski był częścią mieszczącego się w Belwederze Muzeum Józefa Piłsudskiego.
Następnym po Marszałku lokatorem Belwederu był Bolesław Bierut, szef partii komunistycznej. A Domek Magdeburski był zajmowany przez jego ochroniarzy. Został rozebrany w latach 50., jak przypuszcza autor zapewne dla zatarcia śladów po Józefie Piłsudskim.
Tomasz Stańczyk