Piłsudski i niespodzianka Sosnkowskiego

Rok 1908. Lwowska kawiarnia. Przy stoliku siedzą dwaj ludzie. Jeden, starszy, jest wyraźnie w złym nastroju. Drugi, dwudziestotrzyletni student politechniki lwowskiej, niedawny bojowiec PPS, wpatruje się w niego jak w obraz i słucha ponurych zwierzeń. Tym pierwszym jest Józef Piłsudski, drugim – Kazimierz Sosnkowski. Piłsudski mówi, że boli go upadek rewolucji w Królestwie Polskim, i że działalność Organizacji Bojowej PPS nie ma już sensu. Chce zamknąć jej historię ostatnią akcją. „Albo zginie sam, albo zwycięży, by rozpocząć nowy okres walki, bez której wedle jego zdania, żyć nie było warto” – wspominał po latach Sosnkowski.

Był wstrząśnięty tym, co usłyszał i przygnębieniem Piłsudskiego. Nie odzywał się. Myślał intensywnie. „Postanowiłem w duchu dołożyć wszelkich sił, by ucieszyć jego serce, by na miejscu starej karty, pojawiła się nowa.” Tą nową kartą miała być organizacja wojskowa, nastawiona na zorganizowanie walki o niepodległość. Ponieważ Sosnkowski nie był pewien, czy będzie w stanie ją założyć, więc nic powiedział Piłsudskiemu o swoim zamiarze. Jak się uda – będzie to dla niego miłą niespodzianką. Pod koniec czerwca 1908 r. Kazimierz Sosnkowski w swoim lwowskim mieszkaniu zwołał zebranie. Jego uczestnikami byli m.in. bojowcy PPS i jego koledzy z politechniki lwowskiej. Tak narodził się Związek Walki Czynnej. „Gdy Komendant wrócił spod Bezdan, ZWC był faktem dokonanym”.

Autor: Tomasz Stańczyk